096 - Zabawki

Człowiek z nowymi pomysłami jest wariatem, dopóki nie odniesie sukcesu (Powiedzenie ludowe). Przedmiotów takich jak składane, montowane, przyrządy domowe przerobione przez nas na zabawki. W tamtych czasach było ich bardzo dużo ja przybliżę kilka z nich. 


Pierwszy który mi przychodzi do głowy to pistolet ze spinaczy. Z drewnianych spinaczy do przypinania ubrań na sznurkach. Z kilku spinaczy robiło się pistolet do strzelania zapałkami. Pistolet wystrzeliwał zapałkę na kilka metrów. Zabawa była o tyle fajna, że można było sobie postrzelać do celu. Nam do zabawy samo strzelanie zapałkami nie wystarczało. Więc strzelaliśmy gwoździami i zapalonymi zapałkami. Pewnego razu strzelałem w dzień zapalonymi zapałkami na balkonie mieszkania. W nocy po moich zabawach zapalił się w doniczce na balkonie torf. W dzień nic nie było widać jak się żarzył a w nocy się zapalił. I to tak, że pękła szyba balkonowa. Była wielka afera bo pożar powstał gdy wszyscy domownicy spali, dobrze że się cały balkon nie spalił. Wersji dla rodziców było kilka: Jedna że kapsel z saletrą ktoś wrzucił. Druga, że ktoś coś zapalonego wrzucił na balkon i od tego pożar. Ja wiem, że strzelałem tego wieczora z zapalonych zapałek i torf w kwiatku się od tego zapalił ale rodzicom się nie przyznałem. Pistolety z zapałek to była fajna zabawka ale nie do końca bezpieczna przy naszym używaniu. Jeszcze było strzelanie z zapałek. Wystrzelona zapałka dużej siły nie miała ale po trafieniu w ścianę tynk uszkodziła. Wtedy ściany były bardzo liche chyba budowniczy podczas tynkowania nie za dobrze dobierali proporcje składników bo gdy mocniej się ruszyło ścianę to potrafił fragment tynku odpaść nie mówiąc o strzeleniu w nią gwoździem. Pewnego razu po takim strzelaniu gwoździkami w domu dostałem srogie lanie od rodziców gdy zobaczyli odpryski po naszej bitwie. Konsekwencje naszych czynów biegną szybciej, niż my przed nimi uciekamy (Jacques Deval). 



W nas jest raj, piekło i do obu szlaki (Jacek Kaczmarski). Kolejnym składańcem były układańce z papieru np.: gra piekło niebo. Dziwna gra ale wszyscy w nią grywali robiło się składankę z papieru, połączonego z czterech stożków w które wkładało się od dołu palce dłoni i wewnętrznymi ściankami pokazywało jeden z dwóch kolorów. Czerwony jako piekło i niebieski jako niebo stąd jego nazwa. Nie znam dokładnego przeznaczenia tej zabawki było chyba ich kilka, coś związanego z wróżbami. My na podwórku bawiliśmy się po swojemu. Miej czas na Zabawę, to sekret młodości (powiedzenie ludowe). Zabawa była dziwna i prosta w kilka osób podawało się cyfry które się sumowało. Typowało się osobę której wyliczamy wyznaczało się tej osobie jakieś głupie zadanie. Jeśli po zsumowaniu liczb i wyliczeniu wypadł kolor czerwony piekło osoba wykonywała ustalone zadanie jeśli niebieski to miała szczęście i zadanie przechodziło do kolejnego wyliczania kolejnej osobie. Przeważnie zadania były proste typu obiegnięcie bloku, wbiegnięcie na czwarte piętro klatki schodowej i wykrzyczenie jakiegoś śmiesznego zdania z okna, Podbiegnięcie do przechodnia i powiedzenie mu czegoś głupiego. Zadania wymagały wysiłku i były śmieszne w formie żartu. Sama zabawa bardziej służyła wykonywaniu głupich zadań i żartom niż samemu wyliczaniu. 


Kolejnym składańcem z papieru były czapki z gazet. Prawdziwe bogactwo to nie to, ile twoja praca pozwoli ci zarobić, ale to, kim cię uczyni (Pinio Pelegrini). Robiło się je dla zabawy lub do prac domowych, działkowych jako ochrona włosów, głowy np.: podczas malowania mieszkania. W czasach PRL większość prac domowych typu malowanie czy proste naprawy domowe robiło się samemu. Pokój malowali nam rodzice albo malowaliśmy sami. Pamiętam taką akcję kiedy we trzech przyszliśmy do kolegi i w godzinę pomalowaliśmy mu pokój. Ściany, sufit, kaloryfer w pokoju. Podczas tych prac zrobiliśmy sobie właśnie takie czapki z gazet. Czapki zrobiliśmy bardziej żeby wyglądać jak profesjonalni malarze niż żeby zabezpieczyć włosy przed farbą.


Poza czapkami remontowymi z papieru i gazet robiliśmy wiele innych rzeczy do domu jak ozdoby choinkowe łańcuchy, wiszące ozdóbki, łódki, zakładki, okładki na zeszyty i książki do szkoły. Na początku roku szkolnego po skompletowaniu książek i zeszytów robiło się samemu okładki z szarego papieru lub kolorowych zagranicznych gazet. Okładki miały zabezpieczać książki przed zniszczeniem bo służyły z pokolenia na pokolenie były przekazywane rodzeństwu albo odsprzedawane dalej do użytku innym.
 
 
Zabawa ze składaniem banknotów. Chciwość pieniędzy jest największą przeszkodą w otrzymywaniu ich (Henry ford).  Składało się banknot w taki sposób że zajmował 1,5 na 1 cm. Był tak złożony, że przy nieudolnej próbie rozłożenia ulegał zniszczeniu, darł się. Zabawa polegała na tym, że prosiło się kogoś dla żartu. Pożycz mi jakąś nie dużą kwotę pieniędzy. Obiecywało się tej osobie że po chwili odda się dwa razy więcej pieniędzy. Każdy się na to łapał bo chciał się łatwo wzbogacić. Kwotę tak się wyliczało żeby w momencie oddania była ona równa jednemu banknotowi oczywiście sprytnie złożonemu. Oddawało się banknot i ostrzegało się osobę że jeśli źle będzie rozkładać to zniszczy banknot. Po czym ustalało się nową kwotę do oddania w zamian za pokazanie jak się wykonuje składanie banknotu. Po pewnym czasie wszyscy na podwórku znali tą sztuczkę. 


Robienie łódek z papieru. Łódki puszczaliśmy w deszczowe dni w formie rywalizacji w kanałach odprowadzających deszczówkę. Kolejną z zabawek tamtych czasów był komunikator. Wyobraźnia bez wiedzy może stworzyć rzeczy piękne. Wiedza bez wyobraźni najwyżej doskonałe (Albert Einstein). Komunikator polegał na łączeniu się w grupie podczas rozmów przez telefon. W tamtych czasach nie dysponowaliśmy takimi jak obecnie technologiami i urządzeniami. Mieliśmy analogowe telefony przewodowe, radia tranzystorowe i lampowe, magnetofony szpulowe i kasetowe. Wykonując połączenie telefoniczne można było rozmawiać jak długo się chciało płaciło się za jeden impuls telefoniczny. Zabawa w rozmowy telefoniczne to była zabawa starszych kolegów w tym mojego brata. Podłączył radio lampowe i jakiś robiony mikrofon do telefonu. Radio połączył z magnetofonem szpulowym na który nagrywali swoje rozmowy. Siedząc z kilkoma kolegami porozumiewali się konferencyjne. W pokoju słuchali przez radio osób rozmawiających przez telefon i przez mikrofon rozmawiali z nimi. Na magnetofon nagrywali swoje głupie rozmowy. W ten sposób potrafili gadać całymi godzinami z jakimiś dziewczynami lub kolegami. Komunikator tamtych czasów. Ja jako dzieciak za bardzo nie wiedziałem jak to działa i o co w tym chodzi ale dobrze się przy nich bawiłem. Pamiętam że któregoś razu na radiu udało im się złapać jakiś kanał milicyjny, byli bardzo podekscytowani tym wydarzeniem i ja też.


W czasach mojego dzieciństwa robiło się samemu wiele zabawek. Wiele rzeczy użytku codziennego umieliśmy samemu naprawiać. Rodzice takie rzeczy codziennego użytku, domowe jak malowanie mieszkania, naprawy elektryczne, hydrauliczne, ostrzenie noży itp. Ja umiałem zrobić proste przedmioty do zabawy: naprawić piłkę do nogi czy do pinponga, zmienić czy skleić oponę w rowerze. Zrobić proste piłki do grania po szkole z papieru, pistolety ze spinaczy, miecze z kijów, proce z patyka, splówki z rurki i inne zabawki. Kolejnym z naszych wymysłów był sznurkowy komunikator. Pomiędzy mieszkaniami przekazywało się wiadomości pisane na karteczkach przypinane spinaczami do sznurka przesuwanało z mieszkania do mieszkania przez okna po sąsiedzku. Podczas lekcji w szkole często wykorzystywało się karteczki jako kulki i spluwki z rurek od długopisów do przekazywania sobie wiadomości. Nawet jak nauczyciel zobaczył taką kulkę z papieru to traktował ją jako śmieć a nie wiadomość. Przyłapanie na takim komunikowaniu kończyło się zazwyczaj uwagą w dzienniczku i wyrzuceniem wiadomości do kosza. Pewnego razu kolega napisał wiadomość nie do końca pozytywnie opisującą nauczycielkę. Nauczycielka przejęła karteczkę i jak nigdy ją przeczytała. Kolega miał nieciekawie po tym jak wezwała jego rodziców do szkoły. Cnót nie poznamy bez występku (Fiodor Dostojewski). 



Dosyć ciekawą formą zabawy było robienie i puszczanie latawców. Latawce to były konstrukcję z cienkich patyczków nazywanych przez nas listewek i papieru które na żyłce puszczało się w wietrzny dzień w powietrzu. Sposobów na wykonanie latawców było wiele a frajda z puszczania latawca zrobionego przez siebie niesamowita. Niektóre latały po kilkaset metrów nad ziemią tak wysoko jak długa była żyłka do której był przymocowany. Pamiętam raz kolega, puścił latawca i po rozwinięciu do końca żyłki, wyślizgnęła mu się z rąk po czym latawiec poleciał gdzieś daleko z wiatrem. Jedyne, co wolne w naszej cywilizacji, to wiatr (Elias Canetti). 


Ta nasza pracowitość, kreatywność i pomysłowość wymuszona była brakami w sklepach wszystkiego a jeśli coś było dostępne to ceny były zawrotne. Więc wiele rzeczy robiło się samemu lub naprawiało do całkowitego zniszczenia. Niektóre nasze składańce i montowańce dawały nam wiele frajdy, radości, zabawy, ułatwiały i umilały nam dzieciństwo i życie codzienne. Biedni są szczęśliwi, mogą mieć bezinteresownych przyjaciół (Marc-Gilbert Sauvajon).