099 - Rzucanie.

Dokonywanie rzeczy niemożliwych to niezła zabawa (Walt Disney). Rzucanie było elementem gier i zabaw podwórkowych. Rzucało się wszystkim czym popadło: kamieniami ,pigułami, piłkami, jabłkami, gugułami, pomidorami, kulkami z krzaków.



Nuda dotyka tylko ludzi bez wyobraźni (Powiedzenie ludowe). Podczas przesiadywania z kolegami na podwórku, na placu, pod klatką, na ławce z nudów rzucaliśmy bezcelowo dla zabicia czasu do celu np. w śmietnik żeby usłyszeć brzęk blachy. Do śmietnika żeby trafić do jego środka, gdy przedmiot wpadł odczuwaliśmy zadowolenie radość i satysfakcję. W znak aby usłyszeć brzęk blachy. W dołek w chodniku. Ustawiało się np. kosz na śmieci na środku placu zabaw i siedząc na ławce oddalonej o kilka metrów rzucało się po kolei kulkami z krzaków do kosza na punkty. Rzucało się różnymi rzeczami i przedmiotami w ramach rywalizacji. Kto wyżej, kto dalej lub kto celniej. Wybierało się jakiś cel i zazwyczaj w wyznaczonej kolejności rzucało się w niego. Kto trafił otrzymywał punkt, kto nie trafił odejmował sobie punkt i odpadał z zabawy albo otrzymywał wymyśloną karę. Były zabawy rzucane mniej lub bardziej zabawne. Jedne chuligańskie, złośliwe inne zwykłe rywalizacje konkurencje rzucane. Te bardziej chuligańskie to: rzucanie z okien klatek schodowych pomidorami, pigułami, workami z wodą, kulkami z drzewa itd., i te typowo konkurencyjne jak rzuty kamieniami kto dalej, wyżej, celniej. Jednym z popularniejszych miejsc do rywalizacji rzutowej był blok mieszkalny i rzuty w elewacje. Czteropiętrowy blok przy boisku świetnie się nadawał do naszej rywalizacji rzutowej. Miał na elewacji oddzielone kondygnacje pasami co dawało możliwość ustalania punktacji za oddawane rzuty.
żródło portal społecznościowy facebook, udostępnił kol. Adam Synowiec


Rzucaliśmy w blok latem kamieniami, gugułami z drzew. Zimą zazwyczaj pigułami ze śniegu. Podczas tej konkurencji "rzutu o blok" następowało sprawdzenie zręczności, zwinności, siły rzutu. Padała komenda"sprawdzimy się kto lepiej rzuca"albo "idziemy porzucać" i szliśmy poza barierki boiska oddalone od bloku o około 30stu metrów. Akurat ten blok a dokładnie jego boczna ściana była idealnym miejscem do rzutów gdyż na całej powierzchni nie było okien. Rzucaliśmy w elewację ale niektórym kolegom udawało się wrzucić na dach my mówiliśmy "wrzucić na blok" co oznaczało wrzucanie na przykład kamienia czy piguły na dach budynku spoza barierki boiska, co było nie lada wyczynem. Tylko nieliczni to potrafili. Odległość od barierki do bloku była około 30 metrów. Wysokość bloku czteropiętrowego to około 16 metrów. Przeważnie rzucone kamienie lub piguły lądowały na elewacji budynku. Zasada była kto wyżej rzuci ten lepszy. Ci co wrzucali na blok byli bezkonkurencyjni. My na podwórku pod blokiem ten element mieliśmy opanowany do perfekcji. Podczas przesiadywania pod klatkami bloków, gdzie było dużo krzaków z rosnącymi na nich kuleczkami często wybuchały wojny w na kulki. Kiedy kulki z krzaków były jeszcze zielone to gdy kulka trafiła w ubranie nie zostawiała śladu. Ale gdy kulki były dojrzałe to podczas rzutów plamiły ubrania. Plamy z kulek niełatwo się spierały i rodzice byli na nas okropnie źli po takich zabawach. Ćwiczyliśmy rzuty piłkami podczas gier podwórkowych w gry zespołowe, króla na siatkach w ganianego, syfa na sklepach czy żłobku. Element rzutów jednorącz występował podczas wojen i bitew na śnieżki czyli piguły. Zabaw w podrzucanie owoców, guguł z drzew. czy bitw na piguły. Latem do zabaw rzucanych wykorzystywało się wiele rzeczy ,przedmiotów, owoców, to co było pod ręką i nadawało się do rzucania. Zdarzało się że były konkurencje rzutowe listewkami drewnianymi czy balami z drewna. Podczas wypraw do tartaku gdy pokonywaliśmy hałdy drewna ktoś wpadał na pomysł żeby dla zgrywy albo dla wystraszenia innych rzucić kijem, deską, balem gdzieś obok coby wystraszyć pozostałych uczestników. Podczas wypraw do fabryki cukierków rzucaliśmy taśmami z papierków od cukierków, które wyrzucone w powietrze rozwijały się jak serpentyny co sprawiało nam wiele frajdy. W lecie podczas przemierzania ogródków działkowych non stop rzucaliśmy w siebie mniej lub bardziej dojrzałymi owocami.  W zimie rzucało się głównie śnieżkami, pigułami. Celów rzutu było tak wiele jak wielka była nasza wyobraźnia. Ktoś zapodał temat np: cel rzutów, ktoś szybko wymyślił zasady, ktoś dodał element rywalizacji czyli przegrany ma jakąś karę i zabawa była gotowa. Jedną z takich zabaw było zimą rzucanie piguł a latem wrzucanie przez lufciki okiem do mieszkań zielonych jabłek lub guguł a czasami owadów. Lufciki to były małe podłużne okienka otwierane poziomo. Miały wysokość około 30 cm i szerokość połowy okna.


Wrzucenie małego zielonego jabłka do mieszkania przez lufcik na trzecim czy czwartym piętrze było nie lada wyzwaniem. Lufciki były przez nas punktowane pod względem trudności rzutu, według piętra na przykład parter - 1, czwarte – 10 punktów. W lufcik na czwartym piętrze bardzo ciężko było trafić i dla tego za niego była wysoka ilość punktów. Zabawa polegała na znalezieniu sobie otwartego lufcika na piętrze i oddania do niego celnego rzutu. Rzuty oddawaliśmy po kolei jeden po drugim według ustalonej kolejności. Rzut celny był punktowany według piętra, niecelny 0 – punktów. Często zdarzało się że rzut oddawało tylko kilka pierwszych osób w kolejce bo mieszkańcy zamykali okno po pierwszych celnych rzutach lub po trafieniu w szybę okna. Zazwyczaj grało się określoną ilość rzutów. Wygrywała ta osoba która miała najwięcej punktów. Dla podniesienia rywalizacji przegrana osoba wykonywała wymyśloną na początku zabawy karę na przykład: pompki, przysiady lub rundka  biegiem dokoła bloku. Podczas gry trzeba było często zmieniać cele rzutów jak okna mieszkań, żeby domownicy nas nie pogonili albo zadzwonili na milicję. Pewnego razu po kolei kilka osób oddawaliśmy rzuty w otwarte okno i gdy kolejna osoba miała rzucać z klatki wybiegł jakiś facet z kijem w ręce. Najbliżej klatki stał kolega który dopiero miał oddać rzut. Gdy pod oknem przymierzał się do rzutu facet kijem przylał  mu w tyłek. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Uciekliśmy wszyscy ale kolega na tyłku nie mógł długo usiąść.
Foto z portalu społecznościowego facebook ze strony Fotokielce Galeria Kielc.


Kolejnym miejscem sprawdzania siły rzutu poza blokami na osiedlu były budynki akademików i rzucanie w wieżowce. Na terenie miasteczka akademickiego były ośmiopiętrowe budynki na które wrzucaliśmy kamienie i piguły. Wrzucenie kamienia na budynek wieżowca było bardzo trudne a wrzucenie piguły wymagało nie lada wysiłku, odpowiedniego przygotowania piguły i dobrze wykonanego technicznie i mocnego rzutu. Rzucanie podwórkowe które kształtowało siłę i celność rzutów zaowocowało doskonałym wytrenowaniem przez nas tego elementu sprawności. Celność rzutów przydawała się podczas odzyskiwania piłek do nogi i piłek do tenisa ziemnego które często wpadały nam podczas gry na boisku na dach budynku szkoły i zatrzymywały się na piorunochronie. Dach miał taką konstrukcję że gdy piłka wpadła na dach to turlała się do krawędzi i opierała się na piorunochronie. Czasami udawało się ją strąci celnym rzutem, kamieniem. Gdy to się nie udało to trzeba było wchodzić na dach a było to trudne i zajmowało dużo czasu. Ćwiczenie rzutów poprzez gry i zabawy podwórkowe przydawało się podczas zawodów sportowych lekkoatletycznych. Na szkolnych zawodach sportowych szkół podstawowych w konkurencji rzutu piłeczką palantową nie miałem sobie równych. W konkurencjach rzutowych zajmowałem pierwsze miejsca. Opanowałem technikę i siłę rzutu tak, że potrafiłem rzutem z półobrotu pigułą rozbić zbrojoną szybę w klatce schodowej. Aby działać, trzeba mieć cel (powiedzenie ludowe). Wytrenowaną siłę rzutów miałem okazje sprawdzić w pracy zawodowej, podczas konferencji dotyczącej piłki ręcznej. Jednym z elementów zabawowych był pomiar prędkości rzutu piłką do piłki ręcznej, rozmiar 3. Rzuciłem z miejsca, piłką ponad 100 km na godzinę. Z pośród kilkudziesięciu osób głównie nauczycieli wychowania fizycznego rzuciłem najszybciej. Podczas gier i zabaw podwórkowych rzuty towarzyszyły nam na każdym kroku. Był to nierozłączny element podwórkowego życia, dnia codziennego. Podczas aktywnego spędzenia czasu wolnego przesiadując na podwórku, grając w gry zespołowe, przebywając na rajdach, wyprawach wykonywaliśmy rzuty w zabawie, rywalizacji, konkurencjach. Fikcja jest tym dla dorosłego człowieka czym zabawa dla dziecka (Robert Louis Stevenson).