098 - Gry i zabawy szkolne, korytarzowe.

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić (Albert Einstein). Kolejnymi grami okresu mojej młodości były gry i zabawy szkolne, korytarzowe.
 
 
 
Odróżniały się od pozostałych gier i zabaw miejscem ich wykonywania a była to szkoła a dokładniej jej korytarze i pawilon szkolny. Szkoła podstawowa na osiedlu to były trzy budynki połączone łącznikami z korytarzy. Dwa skrzydła i budynek główny który miał dwa piętra i był podpiwniczony. Do budynku głównego prowadziły dwa wejścia główne i boczne. 
 

Przed zajęciami do budynku wchodziło się wejściem głównym przechodziło się piwnicami gdzie były szatnie i z drugiej strony wychodziło się na szkołę. Podczas pobytu w szatni obowiązywała zmiana obuwia z tego co się chodziło po dworze na szkolne. Przy wyjściu z szatni na szkołę stały sprzątaczki i sprawdzały obuwie czy zmienione. 
 
 
Oczywiście to była ściema bo i tak w trampkach chodziliśmy do szkoły a jakieś stare buty leżały cały czas w szatni dla picu. Podobna droga do pokonania była przy wyjściu ze szkoły. Zejście do szatni schodami przy wejściu głównym i wyjście ze szkoły po przejściu piwnic szatni bocznym wejściem.
 

 
 
Czas przejścia szatni podczas przyjścia do szkoły był kilka razy dłuższy niż czas jej przejścia a czasem przebiegnięcia przy opuszczaniu jej.
 
 
Skrzydło wschodnie to był kompleks sportowy. Duża hala z kompletem pomieszczeń szatni, mała hala na piętrze z balkonem i widokiem na halę główną.W kompleksie po przejściu krótkiego korytarza był gabinet pielęgniarek i gabinet stomatologiczny. Do części sportowej prowadził tylko jeden korytarz  na którego końcu był pokój nauczycieli wuefu. Nie można się tam było przedostać niezauważonym, żeby czujne oko wuefisty nie wypatrzyło osoby wchodzącej do kompleksu. Duża hala sportowa nie była zbyt duża wymiarami najbardziej przypominała boisko do kosza i takie było wzdłuż. Były też na dwóch krótszych bokach po środku ustawione bramki wymiarami do ręcznej ale grana była na nich głównie nożna. Obok dużej hali, na piętrze na które prowadziły długie złamane schody był balkon i przy nim mała sala gimnastyczna 15 na 7 metrów. Małą hala na jednej ścianie miała duże okna takie jak w salach lekcyjnych przez które było wszystko widać co się dzieje w środku. Z korytarza pawilonu głównego szkoły, w czasie zajęć wuefu, stojąc na korytarzu było widać jak na niej ćwiczą uczniowie. 


Skrzydło zachodnie to był budynek jedno piętrowy na terenie którego mieściły się sale lekcyjne młodszych klas  jeden do trzy. Do tego skrzydła było osobne wejście ale można się tam było dostać od głównej części szkoły. 
 
 
Podczas gier korytarzowych często korzystaliśmy z tego skrzydła bo miało duże pomieszczenia w których były prowadzone gry i zabawy dla małych dzieci. Kiedy były wolne to my rozgrywaliśmy na nich meczyki w nogę piłkami z papieru i pompowańcami.  
 

Szkoła to był ogromny moloch z dużą ilością korytarzy zakamarków świetne miejsce do szwędania się po nich z kolegami przed zajęciami szkolnymi. Przed zajęciami i w trakcie przerw międzylekcyjnych często na korytarzach szkolnych bawiliśmy się w różne gry i zabawy. Niektóre z elementami zespołowych gier, biegane, rzucane, skakanie, gry w piłkę, w kapsle, w karty czy monety. Czas jest najlepszym nauczycielem, ale nieczęsto ma dobrych uczniów (Francois Mauriac). Przychodziliśmy do szkoły na długo przed rozpoczęciem zajęć nawet kilka godzin i szwendając się po korytarzach bawiliśmy się w różne gry i zabawy. Podczas przerw międzylekcyjnych na korytarzach również bawiliśmy się ale wtedy czas i sposób zabaw był ograniczony. Dyżurujący nauczyciele chodząc po korytarzach podczas przerw ograniczali naszą swobodę zabawy, nie pozwalali nam biegać, skakać. grać w niektóre gry, zabierali piłki. Co innego przed zajęciami mieliśmy komfort zabawy, prawie nikt nam nie przeszkadzał. Całe korytarze były puste bo wszyscy byli na lekcjach. Zabawa wtedy przebiegała w najlepsze. Trzeba było tylko się w miarę cicho zachowywać. Prawie nigdy nie bawiliśmy się na najwyższym piętrze bo jedna z nauczycielek prowadziła zajęcia przy otwartych drzwiach do sali lekcyjnej. Podobno było jej tak gorąco, że otwierała drzwi i okna na oścież podczas zajęć. Przez jej otwieranie drzwi my nie mogliśmy się bawić na tym piętrze. Zostawały nam jeszcze sześć innych miejscówek do zabawy w szkole. Szatnie w piwnicach, ale one często były po dzwonku zamykane przez sprzątaczki na klucz. Korytarze na parterze i pierwszym piętrze głównego budynku.  Korytarz przejściowy do wschodniego skrzydła i dwa korytarze na parterze i na pierwszym piętrze w tym skrzydle. Kompleks wczesnego nauczania to było najlepsze miejsce do  naszych zabaw.
 
 
 
Najbardziej oddalone od pokoju nauczycielskiego i pakamerki sprzątaczek. Podczas uczęszczania do początkowych klas Szkoły Podstawowej razem z kolegami, głównie z mojej klasy przychodziliśmy do szkoły kilka godzin wcześniej, przed zajęciami. żeby wspólnie się bawić. Przed zajęciami. mogliśmy przebywać jak inne dzieci na świetlicy szkolnej gdzie było wiele gier i zabawek ale też był nadzór nauczycieli. Woleliśmy wolność, korytarze szkolne i przebywanie bez nadzoru opiekunów. Gdy kota nie ma, myszy harcują (Powiedzenie ludowe). Zarówno czas przed zajęciami jak i w trakcie ich a dokładnie przerw międzylekcyjnych spędzaliśmy na naszych zabawach korytarzowych. Tylko, że podczas takich zabaw na przerwach międzylekcyjnych nauczyciele często przerywali nam zabawy mówiąc, że to ze względów bezpieczeństwa. Takich sytuacji nie było gdy bawiliśmy się przed zajęciami. W tamtych czasach zajęcia w szkole zaczynaliśmy po południu ponieważ na pobliskim osiedlu nie było jeszcze szkoły. Dopiero ją budowali i część dzieci z pobliskiego osiedla chodziły do nas. 


Szkoła była wtedy przepełniona i zajęcia odbywały się od rana do późnych godzin wieczornych. Nawet były takie dni że kończyłem o godzinie 18. W soboty były zajęcia do południa. My dzieci i młodzież mieszkająca na osiedlu w pobliżu mieliśmy plan zajęć tak ułożony, że w dni powszednie zaczynaliśmy lekcje po południu i kończyliśmy późnym wieczorem. W okresie zimowym gdy kończyliśmy zajęcia na zewnątrz było już ciemno i było to mało fajne. Popołudniowe rozpoczynanie zajęć miało swoje plusy i minusy. Plusem było to, że się wysypiałem i mogłem przychodzić wcześniej do szkoły i grać i bawić się z kolegami oczekując na lekcje. Minusem było to, że późno kończyłem zajęcia, wcześnie się ściemniało na zewnątrz i po odrobieniu lekcji zostawało mi niewiele czasu na zabawy na podwórku. Komfort jest wtedy kiedy możesz powiedzieć "chcę" zamiast "muszę" (powiedzenie ludowe). Podczas oczekiwania na zajęcia lekcyjne szwendaliśmy się po korytarzach szkolnych, graliśmy w przeróżne gry i zabawy. Czasami nauczyciele próbowali zaprowadzić nas na świetlicę szkolną. Zazwyczaj świetlica szkolna była przepełniona. Gdy z niej uciekaliśmy nikt nas nie szukał. Przez osiem lat Szkoły Podstawowej na świetlicy szkolnej oczekując na zajęcia byłem tyle razy, ile jest palców w jednej ręcę. Świetlica połączona była ze stołówką szkolną na którą chodziłem na posiłki. Wtedy gdy wypatrzyli mnie nauczyciele ze świetlicy musiałem na niej chwilę posiedzieć ale szybko z niej uciekałem. Podczas szwendania się po korytarzach graliśmy w wiele gier i zabaw indywidualnych i zespołowych. Były to: zabawy w monety, żetony, kulki, kauczuki, samochodziki czy żołnierzyki, karty, planszówki. Graliśmy w kopańce, turlańce, rzucańce, gry w mini piłkę nożną, raczki, wyścigi, sztafety, ganianego, wojnę i co nam tylko do głowy przychodziło. O kilku kanapkach potrafiliśmy biegać i bawić się na korytarzach szkolnych przez wiele godzin. W szkole spędzaliśmy od kilku do kilkunastu godzin dziennie, czasami i w soboty były zajęcia ale skrócone. Z tym naszym wcześniejszym przychodzeniem do szkoły to było ciekawe zjawisko. Ponieważ dzieci przeważnie w tym okresie nie chcą chodzić do szkoły a my nie mogliśmy się doczekać kolejnego dnia, kiedy przed zajęciami będziemy się bawić na korytarzach szkolnych. Przed zajęciami przychodziło nas tylu, że graliśmy w grupach małe meczyki, turnieje w piłkę nożną. Meczyki graliśmy przeważnie w szatniach szkolnych albo na korytarzach na końcu szkoły w zachodnim skrzydle. W szatniach gra nie zawsze się udawała bo sprzątaczki czasami nas przeganiały i zamykały szatnie.



Korytarz z szatniami miał ze 20 metrów i świetnie się nadawał do grania meczyków w piłkę nożną. Do gry w piłkę korytarzową potrzebne było odpowiednie miejsce i dopasowana do niego piłka. Piłka to była zazwyczaj kula z papieru oklejona taśmą przezroczystą lub powiązana sznurkiem.


Czasami graliśmy jakimiś sflaczałymi pompowańcami, pudełkiem tekturowym, dużą gumką - "myszką". Pewnego razu graliśmy meczyk w zachodnim skrzydle na korytarzu z dużymi oknami piłką do tenisa ziemnego. Ta piłka była twarda jak kamień. Poza tym, że gdy się nią oberwało w ciało to był siniak to jak uderzała w okno to szyby pękały. Raz kolega podczas gry tak kopnął nią w szybę tak, że ją stłukł. Hałas się wtedy zrobił na pół szkoły. Zleciały się nauczycielki zrobiła się afera. Dobrze że poza oknami były murki na których często przesiadywała młodzież za szkołą to zgoniliśmy na nich. Mówiliśmy, że rzucili w szybę kamieniem i uciekli. Tylko dziwne było to, że szyba zbita była od wewnątrz budynku. Bramki do gry robiło się z tornistrów albo rysowało na ścianie kredą. Rysowanie po ścianach było ryzykowne bo kończyło się karami szkolnymi, najczęściej uwagami z zachowania. Stworzenie boiska to była dla nas, chwila moment, wystarczył tylko kawałek korytarza cztery tornistry, kawałek kredy i było gotowe. Zasady gry były przeróżne ustalane przed samą grą w zależały od ilości czasu jakim dysponowaliśmy, ilości graczy, miejsca gry. Często na korytarzu szkolnym, w zachodnim skrzydle szkoły grywaliśmy w odmianę piłki nożnej korytarzowej tak zwane "raczki".


Była to zabawa podobna do mini piłki nożnej tylko gracze poruszali się na czworaka jak raki ale do przodu. Opierając się o podłogę na rękach i nogach brzuchami do góry była to mało wygodna postawa. Początkowo trudna do opanowania bo bolały nadgarstki, nogi, ręce, kręgosłup ale z czasem organizm się przyzwyczajał. Gra była trudna bo piłkę można było dotykać tylko nogami. O tyle fajna była ta zabawa, że do grania wystarczała mała przestrzeń jak kawałek korytarza. Dobrze pasowały do tych rozgrywek korytarze szkolne a głównie te w zachodnim skrzydle szkoły. Podczas oczekiwania na zajęcia graliśmy w różne gry a w nich były zręcznościowo hazardowe gry monetami. Rzucanie monetami z pozycji stojącej. Siedzącej, na podłodze, parapecie. Celem gry była rywalizacja  i pozyskiwanie monet zgodnie z zasadami danej zabawy np: rzucanie lub podbijanie monet tak, żeby przykrywały inne monety.


Pstrykanie monet palcami, kciukiem. Celem było nakrycie innej monety. Pstrykanie monet po podłodze jak kapsli, żeby dotknęły się. Rzucanie monet pod ścianę kto bliżej. Zabaw z monetami było duże ale nie tak dużo jak odmian zabawy w ganianego, w syfa, zamrażanie, epidemie, berka, kucanego, wampirów, uciekanie itp. Na korytarzach szkolnych przed lekcjami spędzaliśmy po kilka godzin dziennie. Dobór zabawy zależał od ilości chętnych, od tego jakim obszarem zabawy dysponowaliśmy, od ilości czasu do lekcji, od tego jakie zabawki mieliśmy do dyspozycji: piłki, kapsle, samochody, żołnierzyki itd. Ze spokojniejszych zabaw było rzucanie piłeczkami na przykład: kauczukowymi, zabawy samochodami lub żołnierzykami, gry karciane, planszowe, kości, bierki. Gry zeszytowe. Z tych mniej spokojnych: mecze , ganianego, wojny. Podczas przerw międzylekcyjnych często bawiliśmy się w "wojny na koniach", Indian i kowbojów, lub rycerzy. Nazwy zabawy były różne cel był ten sam. Dobieraliśmy się po dwie osoby jedna była jeźdźcem druga koniem. Jedna wskakiwała na plecy drugiej i walczyliśmy między sobą na korytarzach szkolnych celem zabawy było poturbować lub przewrócić innych uczestników zabawy symulując walkę. Biegaliśmy tak po korytarzach wydając różne wojenne okrzyki, wymachując wirtualnymi mieczami. 
 
 

 
Nauczyciele dyżurujący nie przepadali za tymi zabawami, przerywali nam, nie pozwalali nam się ganiać podczas przerw. Są ludzie, którzy nie zauważają małego szczęścia, ponieważ daremnie czekają na duże (powiedzenie ludowe). W naszych zachowaniach zachodziło ciekawe zjawisko chęci przychodzenia do szkoły przed zajęciami szkolnymi. Było to spowodowane pragnieniem uczestniczenia w grach i zabawach i przebywania z rówieśnikami. Zjawisko to postanowiłem wykorzystać podczas pracy zawodowej jako nauczyciel. W szkole której uczyłem realizowaliśmy międzynarodowe projekty sportowe. W ramach których przeprowadzaliśmy w szkole aktywne przerwy międzylekcyjne. Podczas których uczniowie szkoły mogli uczestniczyć w aktywności ruchowej z wykorzystaniem sportowych pomocy dydaktycznych typu piłki do zespołowych gier sportowych, hula hop, balony, skakanki, ringo itd. Aktywność podejmowana przeze mnie w dzieciństwie  w szkole zainspirowała mnie do wprowadzenia ciekawych rozwiązań edukacyjnych dotyczących zagospodarowania przerw międzylekcyjnych. Za naszych czasów uczęszczając do szkoły mieliśmy o tyle trudniej, że taka aktywność fizyczna podczas przerw lekcyjnych czy przed zajęciami była nie mile widziana przez nauczycieli i karana. Najlepiej gdybyśmy podczas przerw siedzieli w salach i nie poruszali się po korytarzach. We współczesnych czasach i obecnej szkole jest odwrotnie to nauczyciele organizują uczniom takie gry i zabawy na przerwach żeby uczniowie podejmowali aktywność ruchową a nie siedzieli i wpatrywali się w monitory urządzeń multimedialnych. My po 45 minutach siedzenia w ławce byliśmy na przerwach jak dynamit a dzwonek pod koniec lekcji był jak sygnał startu do biegu sprinterskiego. Pamiętam przerwy międzylekcyjne spędzane w klasach to był koszmar, jak w więzieniu. Obecnie widziałem w niektórych szkołach, na korytarzach szkolnych wystawione gry stołowe typu: bilard, tenis stołowy, piłkarzyki, cymbergaj.


Po to żeby uczniowie na przerwach mogli  oderwać się od szkoły i odreagować stresy dnia codziennego w gra i zabawach. My w tamtych czasach biegaliśmy po korytarzach, kopaliśmy papierowe kule, odbijaliśmy kauczukowe piłeczki graliśmy w różne gry korytarzowe i to nam wystarczało. Czas spędzaliśmy przed i pomiędzy lekcjami aktywnie. Po lekcjach nigdy nie zostawaliśmy w szkole, to była gonitwa kto pierwszy ją opuści ten lepszy. Biegliśmy do domu coś zjeść i szybko na podwórko. Po zajęciach w szkole podczas jej opuszczania były ustawione spowalniacze z nauczycieli i  sprzątaczek, którzy zabraniali nam biegać do szatni. Musieliśmy podczas gonitwy zwalniać obok nich po czym ponownie biec. Wyglądało to jak bieg interwałowy. I tu myślę że Korzeniowski by miał kilku następców. Na odcinkach przy nauczycielach to był chód sprinterski. Gier i zabaw na korytarzach szkolnych było wiele. Podczas uczęszczania do klas 3-6 przychodziliśmy przed zajęciami do szkoły grać i bawić się wspólnie z kolegami podczas oczekiwania na zajęcia. Przychodzenie przed lekcjami występowało w początkowym okresie uczęszczania do Szkoły Podstawowej. W wyższych klasach nawet bym nie pomyślał, żeby przychodzić tyle godzin wcześniej przed lekcjami do szkoły, może tylko żeby spisać pracę domową. W starszych klasach przerwy międzylekcyjne wykorzystywało się na spisywanie prac domowych i na powtarzanie materiału. W czasach mojego dzieciństwa i uczęszczania przeze mnie do szkoły podstawowej gry i zabawy na korytarzach szkolnych nie wymagały opieki i nadzoru nad nami. Sami umieliśmy sobie organizować czas. Obecnie młodzież trzeba zachęcać i organizować im taką aktywność. Jutro to dziś — tyle że jutro (powiedzenie ludowe). 
Tak obecnie wygląda szkoła do której uczęszczałem.