073 - Pływanie

Aby być szczęśliwym, trzeba pragnąć, działać - powiedzenie ludowe. Pomimo że mieszkaliśmy w środowisku miejskim i dorastaliśmy na podwórku przed blokowiskiem nie było wśród moich kolegów osoby, która nie umiała pływać. Każdy z nas lepiej lub gorzej ale sobie radził w wodzie. Umiejętności w pływaniu zdobywaliśmy i doskonaliliśmy na basenach miejskich, zbiornikach wodnych, rzekach, jeziorach. Podczas wypadów na basen, wycieczek nad stawy, rzeki, zbiorniki wodne. uczyliśmy się pływać zazwyczaj sami jeden od drugiego.
Foto ze strony facebook Kielce na przestrzeni lat
Źródło: Fotopolska.eu



Ja i kilku kolegów z podwórka miałem zrobioną podbudowę w pływaniu. W Szkole Podstawowej były organizowane lekcje pływania. Na pobliskim basenie pod okiem instruktora wraz z kilkoma kolegami z podwórka oswajaliśmy się z wodą i uczyliśmy się pływać. Przez te zajęcia załapałem bakcyla do pływania.
Foto z portalu społecznościowego facebook ze strony Fotokielce Galeria Kielc.


Zdj. Tomasz Krzysztofik. Foto z portalu społecznościowego facebook ze strony: Kielce i okolice wczoraj i dziś. 
 

Umiejętności pływackie zdobyte na zajęciach doskonaliłem na basenach miejskich i wyprawach na pobliskie zbiorniki wodne. Gdy tylko przychodziło lato, na dworze prażyło słońce i było tak gorąco, że nie dało się wytrzymać na terenie blokowiska jeździliśmy wtedy na baseny i zbiorniki wodne. Przeważnie podczas takich wypadów nasz pobyt polegał na naprzemiennym zażywaniu kąpieli wodnych i słonecznych. Zarówno podczas pobytów nad zbiornikami wodnymi jak i basenach miejskich czas wypełniało nam wiele naszych gier i zabaw podwórkowych. Większość z naszych zabaw związana była z wodą. Skoki, pływanie czy nurkowanie. Każdy z nas zaczynał od oswajania się z wodą. Później powoli krok po kroku poznawaliśmy podstawowe elementy stylów pływackich. Były pierwsze przepłynięte metry nad i pod wodą. pływania pieskiem, dawanie nura pod wodę skoki na bombę i na nogi do wody. Z czasem wszyscy umieliśmy pływać przynajmniej trzema podstawowymi stylami pływackimi i oddawać skoki na główkę do wody. Oczywiście z technicznym pływaniem nie wiele to miało wspólnego ale każdy z nas bez problemu umiał przepłynąć kilka a nawet kilkadziesiąt metrów nad wodą. Tyle żeby pokonać w szerz basen czy żeby dopłynąć do brzegu z pływającego po jeziorze materaca. Skoki wykonywane przez nas do wody nie były wybitnie techniczne ale był to podstawowy element naszych zabaw i każdy z nas umiał je w miarę dobrze wykonywać.  Co ma pływać nie utonie- powiedzenie ludowe.
Foto z portalu społecznościowego facebook ze strony Grupa Kielce na przestrzeni lat



Te nasze podstawowe umiejętności pozwalały na swobodne pływanie na basenach czy przy brzegach zbiorników wodnych. W pewnym okresie naszego dzieciństwa bardzo popularne było pływanie na pompowanych materacach. 


Materace były to pompowane łóżka, przeznaczone do spania np. w namiocie, które my wykorzystywaliśmy do pływania po powierzchni akwenów wodnych. Świetnie się do tego nadawały. Były modele jedno i dwuosobowe, te pierwsze były sprinterskie, pływało się na nich bardzo szybko, szybciej niż pontonem wiosłowym. Jedna osoba po ułożeniu się wzdłuż materaca na brzuchu odpychała się rękami jak do stylu motylkowego i pływała po powierzchni jak łódź z turbinami bocznymi. Były minusy tego szybkiego pływania otarte ramiona  od tarcia o materac. Materace dwuosobowe były wolniejsze ale mogło na nich leżeć i płynąć nawet do pięciu osób. Układając się w szerz jedna osoba obok drugiej. Wszyscy leżący kopali nogami jak do stylu dowolnego, kraula, skrajni robili za stery machając i odpychając się rękami. W ten sposób pływało się na pompowanych materacach całymi godzinami. Na jednoosobowym szybko ale samemu. Na dwuosobowym wolno ale w kilka osób. Niesamowita zabawa, było spychanie, wywracanie, skoki, podpływania, odpływania przeróżne gry i zabawy z towarzyszącymi im wygłupami na wodzie. Podczas przebywania nad wodą nie zawsze mieliśmy ze sobą pompowane materace. Czasami braliśmy różne dętki od samochodów traktorów i na nich też się pływało, każdy brał to co miał dostępne. Pewnego razu u kolegi w piwnicy znaleźliśmy dętkę jakiegoś samochodu ciężarowego. Była to bardzo duża dętka i stwierdziliśmy że świetnie się nada do pływania po jeziorze. Po wypłynięciu na niej na zbiornik wodny okazało się że schodzi z niej powietrze. Dobrze że pływając na niej w porę się kapnęliśmy i dopłynęliśmy szybko do brzegu. 
 

 
Później się okazało, że kolegi ojciec przyniósł ją z pracy bo była dziurawa i miał ją naprawić. Częstą zabawą podczas pływania na materacach i pompowańcach było podpływanie znienacka i wyciąganie korka zabezpieczającego przed uciekaniem powietrza. Te korki oryginalnie były przymocowane na sznurku przy materacu ale z czasem się zrywały. Niektórzy mieli je podorabiane z wystruganych gałęzi albo z kredki, ołówka. Po wyciągnięciu takiego korka osoba pływająca na materacu żeby dopłynąć do brzegu musiała jedną ręką trzymać zawór a drugą się odpychać. Czasami gdy było już za mało powietrza to trzeba było zeskoczyć i płynąć do brzegu.      



Z pompowaniem naszych pływaków powietrznych było trochę problemu. Materace można było nadmuchać to zajmowało z pół godziny. Z dętkami był problem bo miały wentytlki samochodowe i trzeba było mieć pompkę. Nikt z nas nad wodę nie brał pompki,  nie chciało nam się jej wozić. Gdy już byliśmy nad zbiornikami zazwyczaj szukaliśmy osób zmotoryzowanych, które przyjechały samochodem i miały przy sobie pompkę. Prosiło się wtedy takiego kierowcę o pożyczenie pompki albo napompowanie naszych dmuchańców. Ludzie w tamtych czasach byli pomocni i uprzejmi, znalezienie takiej pomocnej osoby to była chwila moment chyba że przeginaliśmy z prośbami o pompowanie. Pewnego razu podchodziliśmy do jednego faceta chyba z pięć razy. W końcu facio się wkurzył powiedział, że pompuje nam materac ostatni raz. Gdy koledze ponownie wyjęli korek musiał sobie sam ustami pompować.  Pewnego razu podczas naszych zabaw i pływania po jeziorze na materacu popłynęliśmy na drugą stronę jeziora. Podpłynęli do nas ratownicy motorówką i kazali nam płynąć do najbliższego brzegu i wyjść z wody bo nie wolno pływać na zbiorniku na materacu. Musieliśmy drałować kilka kilometrów na piechotę z materacem brzegiem z powrotem do kolegów.


Jeden kolega w tamtych czasach na podwórku miał ponton. To był dopiero luksus i powód do dumy. To był rosyjski ponton czteroosobowy z drewnianymi wiosłami. Prawdziwy luksus, pływanie na nim należało do nie lada przyjemności. Zabierał go ze sobą na nasze wyprawy nad wodę. Pływaliśmy na nim całymi godzinami po okolicznych zbiornikach. Pewnego razu podczas zabaw i wygłupów na pobliskim zbiorniku podpłynęła do nas łódka motorowa z kilkoma facetami na pokładzie. Kazali nam wyjść na brzeg i powiedzieli, że są z milicji obywatelskiej i konfiskują nam ponton. My wystraszyliśmy się, nie bardzo wiedzieliśmy co mamy robić. W pobliżu łowił ryby znajomy wędkarz z osiedla. Jeden z kolegów pobiegł do niego i opowiedział całą historię z pontonem i facetami na motorówce. Wędkarz podszedł do tych milicjantów porozmawiał z nimi i kazał nam zwinąć ponton i jechać szybko do domu. Słyszeliśmy z opowiadań kolegów, że milicja podpływa motorówką do pływających na materacach kierowała ich do brzegu i spuszcza powietrze z materaca i zabierała korki. Nie myśleliśmy, że to nam się przytrafi podobna sytuacja na pontonie. Więcej już nie pływaliśmy na tym zbiorniku. Do pływania na materacach i pompowańcach wybieraliśmy zbiorniki nie strzeżone. Tam można było na nich pływać bez obaw, że nam ktoś je skonfiskuje lub pospuszcza powietrze. Na jednym z pobliskich zbiorników kolegi wujek był ajentem wypożyczani sprzętu pływającego. Mieliśmy tam za darmo do dyspozycji rowery, kajaki i łódki. W sezonie letnim gdy było wypożyczalnia była otwarta przebywaliśmy na tym zbiorniku prawie codziennie od rana do wieczora. Pływając na całym dostępnym sprzęcie wodnym. Warunek korzystania przez nas z tego sprzętu był taki, że zawsze ma być przynajmniej jeden z każdego rodzaju sprzętu do dyspozycji klientów a resztę mogliśmy brać i szaleć na nich do woli. Pływaliśmy na kajakach, rowerach wodnych i łódkach wiosłowych dla nas to był raj na ziemi. Hulaj dusza piekła nie ma- powiedzenie ludowe.


Podczas beztroskiego spędzania czasu nad wodą graliśmy w różne nasze podwórkowe gry i zabawy sportowe i karciane na kary i rozkazy. W piłkę nożną, siatkową, wymyślaliśmy przeróżne zabawy i tak nam upływał beztrosko czas. Jedną z zabaw była zabawa w pożegnania i przywitania. Zabawa polegała na witaniu i żegnaniu się z ludźmi wypoczywającymi na plaży. Było to natarczywe, namolne, spoufalanie się z obcymi ludźmi. Dla żartu żegnaliśmy się z osobami wypoczywającymi na plaży tak jak by byli naszymi bliskimi znajomymi. Ludzie z początku byli zdziwieni ale zazwyczaj żegnali się z nami czule. Czasem ktoś się zorientował, że sobie robimy z niego żarty i nas pogonił albo ochrzanił. Podobne sytuacje występują w filmie  Bogumiła Kobieli "na plaży w Sopocie". Scenariusz i reżyseria: Andrzej Kondratiuk. Film zrealizowany w 1963r. za pomocą ukrytej kamery. Nie wiem skąd w naszych głowach  zrodziła się ta zabawa. Mogę przypuszczać że ten film był jej inspiracją.
Źródło fragment filmu Bogumił Kobiela na plaży w Sopocie. Scenariusz i reżyseria: Andrzej Kondratiuk. Film zrealizowany w 1963r. za pomocą ukrytej kamery.



Takich przeróżnych gier i zabaw mieliśmy dużo. Jedne były związane ze sportem inne nie. Podczas takich pobytów nad wodą głównie zażywaliśmy kąpieli wodnych i  słonecznych a czas pomiędzy nimi wypełniały nam nasze gry i zabawy.  
 Źródło: youtube Kabaret Ani Mru-Mru - Lornetki
 
 
 
W tamtych czasach przepisy wodne mówiły, że podczas pływania na sprzęcie wodnym przynajmniej jedna osoba musiała posiadać kartę pływacką. Podczas wypożyczania sprzętu wodnego trzeba było się okazać takimi uprawnieniami. 
 

Niektórzy z nas posiadali karty pływackie, a ci co ich nie posiadali to mięli takie umiejętności pływania, że bez problemu zdali by na kartę. Czasami gdy chcieliśmy wypożyczyć sprzęt pływający a nikt nie miał ze sobą karty to osoba wypożyczająca stawiała warunek jeśli pokarzemy, że umiemy pływać i przepłyniemy 10 metrów na przykład przy molo to nam sprzęt wypożyczy. I wtedy zazwyczaj wszyscy wskakiwaliśmy do wody i popisywali się swoimi umiejętnościami pływackimi. Podczas tych pobytów nad wodą doskonaliliśmy umiejętności pływania. Na basenie podczas zabaw i gier z elementami pływania takimi jak:  "Na rogi", "Ganianego", "Skoki do wody i inne. Nad zbiornikami podczas pływania na sprzęcie wodnym i zabaw na pompowańcach. Każdy z nas na podwórku umiał lepiej lub gorzej pływać. Nie było takiej osoby która brała udział w naszych wyprawach nad wodę i nie  choćby podstaw jednego stylu pływackiego. Zarażenie pływaniem w dzieciństwie zaowocowało w późniejszych latach życia rozwijaniem tej pasji. Podczas studiów należałem do sekcji pływackiej i startowałem w  ogólnopolskich zawodach sportowych. Zostałem ratownikiem wodnym, instruktor pływania, sędzią pływania. Uzyskałem patent sternika motorowodnego. Uczyłem pływać dzieci młodzież i dorosłych. Przez kilkanaście lat miałem zaszczyt współpracować z założycielem Świętokrzyskiego Wodnego Pogotowia Ratunkowego. Gdy byłem dzieckiem uzyskałem kartę pływacką. W wieku kilkunastu lat zdałem egzamin na żółty czepek. Podczas studiów uzyskałem uprawnienia młodszego ratownika wodnego później Ratownika Wodnego i przygotowywałem się do zrobienia uprawnień Instruktora Ratownictwa Wodnego ale choroba pokrzyżowała mi szyki i nie zrobiłem tych uprawnień. Podczas studiów sędziego II KL dyscypliny sportu pływania zrobiłem i kilka razy zawody wojewódzkie w pływaniu sędziowałem. Tak pływanie w życiu mi towarzyszyło przed operacją i po niej. Po czterech latach rehabilitacji po operacji i ponad 30 godzinach indywidualnej nauki pływania wszedłem do basenu i przepłynąłem rekreacyjną "żabką" dystans około 10 metrów.  Co uważam za mój ogromny sukces życiowy.  

 
Gry i zabawy na basenach i zbiornikach wodnych przyczyniły się do rozwijania mojej pasji związanej z pływaniem. Pomimo że warunki w czasach PRL były ciężkie to dostęp do sportów wodnych był łatwy. Przy niedużym poniesieniu kosztów finansowych można było sobie świetnie zorganizować czas wolny nad wodą i my to w dzieciństwie wspólnie z kolegami z podwórka to robiliśmy.  W naszym środowisku panowała moda na pływanie. Sami uczyliśmy się pływać jedni od drugich, kolega od kolegi Kilku z moich kolegów z podwórka jak i ja ukończyło wyższe uczelnie sportowe a do tego niezbędna jest  dobra umiejętność pływania, której początki były podczas naszych podwórkowych wypraw nad wodę i baseny.
Źródło fragment filmu Bogumił Kobiela na plaży w Sopocie. Scenariusz i reżyseria: Andrzej Kondratiuk. Film zrealizowany w 1963r. za pomocą ukrytej kamery.