093 - wagary

Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał (powiedzenie ludowe). Ucznia nie było w szkole i rodzic nic o tym nie wiedział a jak się dowiedział to wtedy uczeń miał przechlapane.


Rodzice myśleli że jesteśmy w szkole na lekcjach a my w tym czasie byliśmy ale na wagarach. U nas były one indywidualne lub zbiorowe. Indywidualne gdy jeden uczeń urywał się z zajęć i zbiorowe gdy grupa uczniów albo cała klasa na nie nie poszła. A były i takie przypadki że kilka klas wagarowało na przykład gdy były ważne rozgrywki klasowe w piłkę nożną. Wtedy całe klasy uciekały z zajęć i szliśmy na górki na boisko. Wtedy dwie drużyny, reprezentacje klas grały mecz w nogę a reszta uczniów im kibicowała. 
źródło ze strony www.inwestycje.kielce.pl
 

 
Miejsc spędzania czasu podczas wagarów było tak dużo jak duża była nasza wyobraźnia i pomysłowość. Nazywaliśmy je różnie: wagary, wacki, zrywka z lekcji, zrywka ze szkoły, ucieczka. Częstym powodem wagarów była chęć uniknięcia: klasówki, kartkówki, odpytywania lub po prostu chęć opuszczenia zajęć lekcyjnych i spędzenia tego czasu gdzieś indziej niż w szkole na zajęciach. W okresie uczęszczania przeze mnie do szkoły podstawowej bardzo dużo wagarowałem. Wagarowałem sam lub kolegami z klasy, ze szkoły, z innych klas. Znałem wszystkie sztuczki odnośnie wagarowania. Gdy nie chciałem iść kolejnego dnia do szkoły, wieczorem mówiłem, że źle się czuję i chyba mnie bierze jakieś przeziębienie. Wtedy prosiłem o termometr i nabijałem na niego podwyższoną temperaturę. Trzeba było na chwilę włożyć końcówkę termometra do gorącej herbaty, tylko nie przesadzić z wynikiem.W ramach usprawiedliwień nieobecności w szkole wyczerpałem chyba wszystkie możliwe pomysły. Były wizyty u lekarzy, pogrzeby, pilne wyjścia z rodzicami, zalanie mieszkania, awarie prądu, chyba wszystkie możliwe wypadki losowe.  Gdy mówiłem, że byłem na pogrzebie słyszałem, "ale jak to po raz drugi, trzeci tej samej osoby?" Usprawiedliwienia czy zwolnienia dawane przeze mnie w szkole były dodatkowo potwierdzane u rodziców, jakoś nauczyciele mi nie wierzyli. Wiedziałem, którzy lekarze w przychodni nabierali się na choroby, żeby otrzymywać zwolnienia z zajęć i usprawiedliwienia nieobecności do szkoły. Higienistka w szkole gdy do niej przychodziłem mówiła od razu, że poinformuje moją wychowawczynie o mojej wizycie w gabinecie. Chodziłem z kolegami do przychodni na osiedlu. Rejestrowaliśmy się do wybranych lekarzy, którzy wypisywali zwolnienia z lekcji i usprawiedliwienia przynajmniej na dzień wizyty.
Paluszek i główka to szkolna wymówka (powiedzenie ludowe)Standardowa choroba w przychodni to były bóle brzucha, nie do zdiagnozowania. Pewnego razu poszliśmy w czterech do przychodni trzech pierwszych dostało usprawiedliwienia a ostatni nie dostał. Lekarz się wkurzył na nas i kapnął, że wchodzimy jeden za drugim w tym samym wieku po zwolnienia z lekcji. Ostatniego spytał czy wszyscy jesteśmy z jednej klasy i czy mamy jakiś sprawdzian. "Nasza stała bajera", stałe kłamstwo, że wspólnie jedliśmy śniadanie i pewnie się zatruliśmy. Tym razem się nie sprawdziło. Lekarz ostatniemu powiedział, że albo pójdzie na lekcje albo kieruje go na dodatkowe badania. Nie ucz wilka jak przetrwać w lesie, bo weźmie cię za barana i poniesie (powiedzenie ludowe).  W podstawówce tak dużo opuszczałem zajęć, że nauczyciele założyli mi zeszyt podpisów na zajęciach. Przed każdymi zajęciami albo po nich musiałem podejść do nauczyciela i podpisywał mi zeszyt, że byłem na tych zajęciach obecny. Miałem swój prywatny dziennik obecności na zajęciach i co tydzień musiałem się rozliczać z niego na lekcji wychowawczej. Chodziłem do szkoły tylko na wybrane zajęcia. Przewodniczącą klasy w tym okresie była moja koleżanka z którą miałem dobre układy. Koleżanka jako przewodnicząca miała obowiązek dostarczać pisma o moich nieobecnościach do moich rodziców. Musiałem za każdym razem Ją upraszać, żeby przewlekała w czasie z dostarczaniem tych pism. Co się odwlecze to nie uciecze (powiedzenie ludowe). Wagary łączyły się z zaległościami wiedzy z przedmiotów szkolnych a co za tym szło niedostatecznymi ocenami cząstkowymi. Zaległości powodowały, że musiałem zaliczać duże partie materiału. Duża ilość wagarów była połączona ze słabymi ocenami i brakami w wiedzy, które musiałem nadrabiać i zaliczać. Tylko z wychowania fizycznego nie miałem problemów z reszty przedmiotów "nie było różowo". Zaczęło mnie to zastanawiać, że z matematyki nigdy nie miałem problemów. Nauczycielką od matematyki była nasza wychowawczyni  i nie uciekałem z jej zajęć a tym samym nie miałem zaległości z tego przedmiotu. Z wychowania fizycznego raczej nigdy nie uciekałem, jeśli go opuszczałem to były wagary łączone, całodniowe. Pewnego razu wychowawczyni przyszła na wf żeby ze mną porozmawiać, to były jedyne pewne lekcje których nie opuszczałem. Byłem wtedy bardzo zdziwiony. Wiedziała kiedy i gdzie mnie szukać bo nawet przeziębiony chodziłem na wf. Podczas szkoły podstawowej wagarowałem a były to wagary indywidualne albo zbiorowe. Indywidualne czyli samemu. Zbiorowe, z kolegami, koleżankami z klasy, albo ze szkoły. Miejsca wagarów były uzależnione od wielu czynników; ilości osób wagarujących, pory roku, naszych pomysłów, nastrojów panujących w danym dniu. Jak nas było kilka osób to szliśmy na kosze za szkołę albo do kogoś do domu. Jeśli było kilkanaście osób to szliśmy na boiska albo na górki przy osiedlu. 



Samemu na wagary chodziłem do kina, do centrum miasta, na dworzec oglądać pociągi, siedziałem w domu jak nikogo nie było albo szwendałem się po dworze bez powodu. Wagary w pojedynkę były mało fajne, ale czasami były koniecznością. Czasami w czasie lekcji chodziliśmy grać meczyki na boiska przeważnie w nogę, kosza. Z kilku klas zbierała się młodzież i graliśmy turnieje.


W szkole podstawowej wagary były przez nas organizowane i przeprowadzane w sposób zgrany i solidarny. Jeśli się umówiliśmy, że uciekamy z zajęć to nikt nie wymiękał i wszyscy dotrzymywali słowa. W szkole średniej z wagarami i naganiaczami na wagary trzeba było uważać.  Gdy chodziłem do szkoły średniej pewnego dnia, jeden z kolegów, który nie był omnibusem zarzucił temat ucieczki z lekcji historii. Była to lekcja na której miał być sprawdzian. Nie było nic dziwnego w namawianiu do ucieczki przez tego kolegę bo był zagrożony z historii. Nie budziło by to jego namawianie podejrzeń gdyby tak bardzo nie nalegał akurat na wagary z tej lekcji.  Wtedy było tak że temat wagarów wystarczyło zarzucić w szkole i sam się rozwijał. Natomiast kolega trochę za bardzo na nie nalegał. Był ewidentnie bardzo zainteresowany tym żebyśmy uciekli z tej konkretnej lekcji historii. Tego dnia poszliśmy całą klasą na wagary z tej lekcji historii, była to ostatnia godzina więc poszliśmy już do domów. Następnego dnia się okazało skąd był taki upór kolegi do ucieczki tego dnia i z tej lekcji. Kolega, który nas namawiał do ucieczki z historii wrócił na lekcje powiedział nauczycielce, że my uciekliśmy ale on nie dał się namówić i wrócił bo lubi historie i chce ją poprawić. Nauczycielka w tym dniu poprawiła go z zagrożenia. Tak to czasami bywa z kolegami i wagarami. Każdy dzień, to kolejna lekcja, której wykładowcą jest życie (powiedzenie ludowe). W szkole podstawowej takie sytuacje nie miały miejsca byliśmy zgrani i solidarni. Ciekaym zjawiskiem związanym z opuszczaniewm zajęć lekcyjnych było wagarowanie w pierwszy dzień wiosny. Zazwyczaj w tym dniu były organizowane w szkole wycieczki, wyjściado kina teatru. Młodsze klasy chodziły na wycieczki starsze na wagary. W pierszych klasach szkoły podstawowej szkoła organizowała wycieczki nad zbiorniki wodne w celu topienia marzannny. Takie pożegnanie zimy poprzezspalenie słomianej kukiełki nad zbiornikiem wodnym i utopienienie spalonej kukły w wodzie.  Młodsze klasy miały organizowane zajęcia a starsze w tym dniu zazwyczaj wagarowały. Pewnego razu z Panią nauczycielką zamiast lekcji mieliśmy iść nad zbiornik wodny topić marzanę. Pani chyba  nie chciało się chodzić za daleko i marzannę utopiliśmy w przyszkolnej kauży. W podstawówce wagarowałem dużo co odbijało się na moich wynikach nauczania. W ostatnich, najwyższych klasach podstawówki zaprzestałem wagarowania ponieważ zależało mi na dobrych ocenach na świadectwie, które się liczyło przy przyjęciu do szkoły średniej. Wagarowanie powodowało zaległości w nauce co odbijało się na ocenach przedmiotowych więc przestałem wagarować żeby poprawić oceny. W szkole średniej sporadycznie opuszczałem zajęcia. Na studiach wagary nie miały już kompletnie sensu. Podczas studiów, w czasie ich trwania przeniosłem się ze studiów dziennych na zaoczne. Przyczyną zmiany były względy ekonomiczne. Podjąłem pracę w korporacji informatycznej i pracowałem jako specjalista do spraw wdrożeń oprogramowania zarządzającego firmą. W tamtym czasie poznałem środowisko programowania. Podczas studiów na AWF dowiedziałem się że wszystkie dane potrzebne do tworzenia norm sprawności fizycznej zbierane są poprzez wysyłki papierowe pocztą. W Katedrze Teorii Wychowania Fizycznego podjąłem rozmowy o moim doktoryzowaniu się w zamian za usprawnienie struktury zbierania i analizowania danych potrzebnych do tworzenia norm sprawności fizycznej. Pisałem wcześniej prace naukowe w tym temacie i miałem o nim wiedzę. W końcu po wielu przemyśleniach, odstąpiłem od tematu doktoryzowania się, szkoda mi było czasu kilka lat życia poświęconego na prace naukowe. Z perspektywy czasu nie żałuję podjętej decyzji. Posiadam odpowiednie wykształcenie do tego co zamierzałem w życiu robić czyli uczyć sportu. Chcę pokazać na własnym przykładzie że osoba która dużo wagaruje w młodości nie oznacza, że będzie wagarowała przez całe życie i że nie zdobędzie żadnego wykształcenia. Wagary z jednej strony są przyjemnym oderwaniem od nauki i chwilową ucieczką od obowiązków szkolnych ale z drugiej strony powodują zaległości w nauce i dają dużo stresu. W podstawówce byłem królem wagarów nie znałem żadnej innej osoby która miałaby zeszyt z podpisami na zajęciach z powodu wagarów. Pomimo moich upodobań do wagarów ukończyłem szkołę podstawową, średnią, zdałem maturę. Ukończyłem studia i gdyby nie trzeba było tak długo robić doktoratu to pewnie bym go zrobił. Wagary to jest jeden z fajniejszych elementów dzieciństwa z którego się wyrasta a najciekawsze są podczas uczęszczania do szkoły podstawowej. Sam uczyłem kilkanaście lat w szkole i z dystansem podchodziłem do wagarowiczów, nie spisuję ich od razu na straty. Chociaż z wychowania fizycznego raczej nikt nie wagarował, wręcz było odwrotnie wagarowali z innych zajęć i przychodzili na wf. Często podczas pracy nauczyciela musiałem przekonywać uczniów, których spotykałem na wagarach ile problemów niesie za sobą opuszczanie zajęć lekcyjnych. Każdy jest kowalem swego losu (powiedzenie ludowe)Doświadczony własnym przykładem wiedziałem że na dłuższą metę wagary nie prowadzą do niczego dobrego ale kto z nas przynajmniej raz w życiu nie był na wagarach. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz (powiedzenie ludowe).
Źródło youtube Najzabawniejsze Polskie Kroniki Filmowe- Lata 60/70 Dokument Polski