004 - Skoki z huśtawki.


Skoki z huśtawki - kto dalej? Prawdziwym błędem jest ten, z którego nic się nie uczymy. Kolejną z ulubionych naszych zabaw podwórkowych były skoki z huśtawki. Huśtawki to były takie metalowe konstrukcje z ruchomym elementem, który poruszał się wahadłowo.

Foto z portalu społecznościowego facebook ze strony Osiedle, Bocianek Kielce. 

 Na osiedlu pomiędzy blokami był plac zabaw na którym ustawione były dwie huśtawki, jedna wysoka, wąska pojedyncza i druga trochę niższa ale szeroka bardziej masywna, podwójna. Jeszcze były tak zwane koniki ale z nich raczej nie oddawaliśmy skoków. Podłoże placu było asfaltowe ograniczone krawężnikami poza którym rozciągał się trawnik. Na terenie asfaltowego placu było kilka przyrządów do zabaw dla dzieci na przykład dźwignia z metalowej rury położona na podwyższeniu z siedziskami po dwóch stronach my mówiliśmy na nią koniki lub bujawki. My wykorzystywaliśmy bujawki głównie do podrzucania przedmiotów w powietrze, rzadko się na nich bawiliśmy w nasze zabawy skocznościowe. Obok placu była duża ogrodzona murkiem piaskownica. Na placu były dwie huśtawki wykorzystywane przez nas do zabaw skocznościowych. Były one umiejscowione po dwóch stronach placu przy krawężnikach zewnętrznych w taki sposób, że podczas zabawy po wybiciu lądowaliśmy na trawniku poza asfaltem. Dla nas najważniejsza była masywna, podwójna huśtawka skierowana poza plac na trawę i z niej najczęściej oddawaliśmy nasze skoki – kto dalej?
 
 Skoki oddawaliśmy w wyznaczonej kolejności, zazwyczaj według zasady kto pierwszy ten lepszy. Po oddanym skoku dokonywaliśmy pomiaru długości skoku i według długości skoku wybieraliśmy zwycięzcę naszej konkurencji, czyli osobę która oddała najdłuższy skok my mówiliśmy najdalej poleciała. Wykonując próbę stawało się na krawędzi elementu wahadłowego huśtawki, po rozbujaniu wahadła jak najwyżej w odpowiednim momencie wybijało się oddając skok w dal. W opisie wydaje się to takie łatwe w realu dla nas takie nie było samo ustanie na krawędzi gdy huśtawka bujała się na wysokość około dwóch metrów było trudne a oddanie z niej skoku w pełnym pędzie było nie lada wyzwaniem nie mówiąc o lądowaniu. Po oddanym skoku wyniki prób zaznaczaliśmy na trawniku kładąc kamienia albo wbijając kijek w ziemię. Pomiaru odległości dokonywaliśmy krokami co było czasami powodem kłótni. Dziwnym trafem, osoba która oddała skok i mierzyła swoją odległość wychodziło jej więcej kroków niż pozostałym, którzy mierzyli tą samą odległość. Po kilku takich niezgodnościach wybieraliśmy jedną osobę do dokonywania pomiarów co też do końca nie było sprawiedliwe bo wybraniec po pewnym czasie i tak mierzył stronniczo, bardziej na czyjąś korzyść. Pomiary odległości były powodem drobnych sporów a czasami kłótni. Koszula bliższa ciału. Oddawane przez nas skoki z huśtawki były na odległość około 10 metrów, latając w powietrzu jakieś 2-3 metry nad ziemią. Stojąc obok i patrząc na nasze skoki wyglądało to jakbyśmy latali w powietrzu po wystrzeleniu z armaty. 

 

Po takim długim i dalekim locie lądowania były trudne. Nie zawsze trafialiśmy na murawę, czasami zdarzało się, że wpadaliśmy w krzaki Na placu była jeszcze druga pojedyncza huśtawka ale z niej się nie skakało bo była za lekka i skierowana w jedną stronę bezpośrednio w krzaki za którymi była ściana budynku a w drugą na asfalt co uniemożliwiało oddawanie z niej skoków. 

Fotografia: skan z kalendarza SM Bocianek

Podczas naszych zabaw zdarzały się przypadki, że ktoś po oddanym skoku źle wylądował i kończył ze zwichnięciem, stłuczeniem lub rozbitą głową nie licząc wybitego zęba. Żeby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała. Mieliśmy podwórkowych faworytów w tej konkurencji i podwórkowe fajtłapy, które przeważnie kończyły skoki kontuzjami. Umiejętność lądowania przekładała się na ilość kontuzji. Pewnego razy jeden kolega ten bardziej pechowy oddawał skok i spodenki zahaczyły mu się o huśtawkę tak, że upadł na asfalt, klapnął tyłkiem o podłoże. Dobrze że inny kolega szybko po jego skoku złapał huśtawkę bo jeszcze dostałby w głowę. Podczas oddawania skoku liczyła się siła rozhuśtania i dobra technika wybicia i lądowania. Rekordy odległości należały zazwyczaj do jednego z kolegów, który był bardzo wysportowany i uprawiał lekkoatletykę w klubie miejskim. Jego wyniki nigdy nie były zagrożone pobiciem, przeskakiwał krzaki do którym my nawet nie doskakiwaliśmy chyba że ktoś się przeturlał po lądowaniu. Podczas okresu gdy uczęszczałem do szkoły podstawowej razem z kolegami z podwórka którzy byli w podobnym wieku bawiliśmy się często w skoki z huśtawki.Mogliśmy się tak bawić całymi godzinami oddawać się rywalizacji skocznościowej, bujać huśtawkę do podbitej, wykonywać przeróżne figury podczas lotu, lądować na przeróżne sposoby i w tym czasie wygłupiać się, żartować i dobrze bawić. Pomimo dobrej zabawy czasami nasze wygłupy kończyły się drobnymi urazami. Głównie to były lekkie kontuzje takie jak: zwichnięcia stawów skokowych, obicia, siniaki czy drobne rozcięcia naskórka, skaleczenia. Podczas skoków poza dobrą zabawą i rywalizacją ćwiczyliśmy umiejętność upadania, każdy skok kończył się upadkiem mniej lub bardziej bolesnym i chcąc nie chcąc bawiąc się w nasze gry i zabawy podwórkowe uczyliśmy się tego elementu. Nauka nie idzie w las. W te zabawy skoków z huśtawki bawiłem się w okresie gdy uczęszczałem do początkowych klas szkoły podstawowej moi koledzy z którymi się bawiłem byli moimi rówieśnikami lub w podobnym wieku. Zaprzestaliśmy tej zabawy w okresie gdy chodziłem do starszych klas podstawówki. W późniejszym czasie jeszcze jedno pokolenie dzieci bawiło się na tym placu ale już nie widziałem żeby ktoś bawił się w takie zabawy jak nasze oddawanie skoków z huśtawki. Plac zabaw obecnie już nie istnieje na jego miejscu są chodniki osiedlowe byliśmy ostatnim pokoleniem dzieci które na tym podwórkowym placu zabaw bawiły się w ten sposób.