045 - Zrobienie boiska do koszykówki przed blokiem.

Zawsze są dobre i złe wspomnienia (powiedzenie ludowe). Dobre pozostają na zawsze, o złych w pewnym momencie nie myślimy i o nich zapominamy (autor nieznany).


Przed blokiem było boisko betonowe które służyło nam do przeróżnych gier i zabaw podwórkowych. Boisko było do wszystkiego i do niczego. Co jest do wszystkiego to jest do niczego (powiedzenie ludowe). Jedną z ulubionych naszych gier podwórkowych była koszykówka i jej pokrewne zabawy jak: dwa odbicia , król, rzuty z wybranego miejsca, itp. Boisko przed blokiem było do różnych gier i zabaw ale na pewno nie do koszykówki, bo nie było na nim koszy. Pograć w tą grę chodziliśmy na okoliczne boiska, najbliższe było za szkołą, najdalsze położone kilka kilometrów od osiedla. Postanowiliśmy sami zrobić sobie boisko a dokładnie dostosować to przed blokiem poprzez założenie koszy. Złożyliśmy się na zakup obręczy. Napisaliśmy pismo do administracji z prośbą o zrobienie konstrukcji koszy z tablicami i zamontowaniu ich przy boisku. Administracja pozytywnie rozpatrzyła naszą prośbę. Wykonali stabilne konstrukcje z grubych stalowych rur ze wspornikami, technicznie sprytnie sobie poradzili. Kupiliśmy obręcze i połączyli je z konstrukcją koszy i tablicami. Nie zastosowali się całkowicie do naszej prośby i zamiast w szerz boiska to ustawili kosze wzdłuż. Co dwie głowy, to nie jedna (powiedzenie ludowe). Tu pojawił się problem bo boisko było za długie i rzadko kiedy graliśmy mecze na dwa kosze. Przez niewłaściwe wykonanie naszych planów przez pracowników administracji podwórkowe zastosowanie tego boiska nie nadawało się do rozgrywek na dwa kosze. Poza rozmieszczeniem konstrukcji po dłuższych stronach boiska złym rozwiązaniem było wmontowanie ich w ogrodzenie. Powodowało to, że podczas gry po rzucie lądowało się na krawężniku, barierkach i siatce. Wiązało się to z wieloma kontuzjami i urazami. Niejedna osoba sobie skręciła nogę o krawężnik pod koszem, skręciła nogę czy poobijała się o ogrodzenie. Nasi "fachowcy" z administracji zrobili nam boisko na którym dość, że kondycyjnie można się było zabiegać na śmierć to panowały warunki pod koszem grożące kontuzjami. Nieszczęścia chodzą parami (powiedzenie ludowe). Pewnego razu kolega podczas kończenia akcji wybił palca u ręki gdy wypadła mu piłka i zamiast polecieć poza boisko odbiła się od ogrodzenia i oberwał nią w palca. Na domiar złego podczas lądowania spadł nogą na krawężnik pod koszem i skręcił staw skokowy. Były też pozytywne strony tego boiska. Było dobrze oświetlone i znajdowało się pod naszymi oknami, było blisko naszych mieszkań i nie musieliśmy daleko chodzić żeby sobie pograć i porzucać w kosza. Było nasze i mogliśmy na nim grać do woli. Fajnie że mieliśmy boisko do kosza, pod blokiem, bo wychodziło się na dwór z piłką, po chwilę było już kilku kolegów na boisku, można było grać całymi wieczorami. Graliśmy w gry i zabawy koszykowe: dwa odbicia, króla, rzuty z wybranego miejsca, małe meczyki na jeden kosz. Mieliśmy wypracowane zasady i reguły rozgrywania gier i meczów na jeden kosz w zależności od ilości grających. Zazwyczaj grało się meczyki jeden na jeden albo parami. Jeśli byo więcej chętnych to były rozgrywane turnieje. Czasami gdy grały dwie pary i przyszedł jakiś kolega, który też chciał pograć na zapytanie "czy może z nami porzucać"? Słyszał znajdź sobie drugiego do pary i pogramy. Wtedy rozgrywało się turniej na trzy pary. Gdy była większa ilość chętnych grało się turnieje pucharowe gdzie przegrana para odpadała. Tak co dzień i wieczorem boisko tętniło życiem a dokładnie jeden kosz. W pobliżu znajdowały się bloki mieszkalne a podczas gry na boisku nie było za cicho, odbijająca się piłka, rozmowy i krzyki grających powodowały że pobliscy mieszkańcy nie byli za bardzo zadowoleni z naszego boiska a zwłaszcza wieczornego przebywania na nim.  W dzień podczas gry hałasy z boiska nie byy tak donośne ale wieczorem bardzo było słychać kozłowane piłki nie mówiąc o tym jak się odbijały o tablicę i kosz to tylko strzelało. Czasami właściciele pobliskich mieszkań wychodzili na balkony i nas przeganiali z boiska narzekając na hałas. Obecnie zlikwidowali boisko a jego miejscu jest plac zabaw dla dzieci. W tamtych czasach mogliśmy sobie pozwolić na zrobienie własnego boiska, obecnie za wszystko jest odpowiedzialność i nie można postawić koszy na osiedlu bez odpowiednich atestów, pozwoleń, chyba że, na własnej, prywatnej działce i to jeszcze dobrze ogrodzonej, żeby ktoś nie wszedł i sobie krzywdy nie zrobił. Pamiętaj o tym, że twoje swobodne i wolne od zajęć chwile obciążone są największymi zadaniami i odpowiedzialnością (autor Św. Augustyn) My w tamtych czasach, mojej młodości sami zrobiliśmy boisko żeby ułatwić sobie życie i nie biegać daleko z buta na inne, nie zawsze sprawne.Nasze było zawsze całe i sprawne bo na co dzień pilnowaliśmy żeby ktoś go nie uszkodził. Pewnego razu podczas naszych zabaw, a dokładnie konkursu wsadów kolega oberwał obręcz. Bardzo szybko została naprawiona. Nasze boisko przed blokiem poza nielicznymi uszkodzeniami zawsze było sprawne i mogliśmy rozgrywać na nim nasze gry i zabawy podwórkowe. Spędzaliśmy na zabawach podwórkowych całe dni i wieczory. Obecnie instytucje i organizacje wychodzą młodzieży na przeciw organizując zajęcia, turnieje, festyny na boiskach a młodzież ma to w nosie siedzi w domach przed kompami. My sami własną inicjatywą podwórkową dostosowaliśmy nasze boisko do gier i zabaw które lubiliśmy.