053 - Strzelanie z patyka.

Kolejną zabawą wypełniającą nasz czas podwórkowy wolny było strzelanie z patyków czyli rzucanie gugułami nabitymi na patyk. Cel uświęca środki (powiedzenie ludowe)Podobnie jak jabłka do pieczenia nad ogniskiem nabijało się  guguły na patyk.



Strzelanie z patyka to była prosta forma zabawy podpatrzonej z filmów przyrodniczych.  My mówiliśmy na placu, że idziemy postrzelać patykiem i wszyscy wiedzieli o jaką zabawę chodzi. Idąc do tartaku, sadu pomiędzy ulicami lub na ogródki działkowe zaopatrywaliśmy się w kije i guguły, niedojrzałe owoce jako naboje. Kijki były cienkie, długie, giętkie zaostrzone na końcu. Gugułami nazywaliśmy niedojrzałe owoce, najlepiej do tego nadawały się niektóre jabłka i pigwa. Zazwyczaj były to kilkucentymetrowe zielone, twarde jabłuszka. Nabijaliśmy je na zaostrzone patyki którymi przez wymach wyrzucaliśmy nabite guguły w powietrze. Siła razy ramie, długi patyk, mocny wyrzut i guguły leciały bardzo daleko. Siła wyrzutu była tak duża, że potrafił bez problemu przelecieć przez czteropiętrowy budynek mieszkalny. Czasami wystrzelone guguły potrafiły polecieć  na wysokość dziesięciopiętrowego budynku, sprawdzaliśmy to na pobliskim miasteczku akademickim. Tam stały takie budynki na które dla zabawy wrzucaliśmy owoce.  Zazwyczaj w podczas szwendania się po osiedlu po zajęciach szkolnych chodziliśmy z kolegami i w ramach zabijania nudy strzelaliśmy gugułami w co popadło: drzewa, budynki, znaki drogowe, kosze na śmieci. Jak rzucaliśmy w drzewa to taka była prędkość naszego pocisku że aż było słychać szum jej pędu i rozrywanych liści przez które przelatywał. Tak duża była siła i szybkość, że podczas lotu wydawały świst przecinającego powietrza. Po doleceniu do celu zazwyczaj roztrzaskiwały się na częćci. Do siebie z guguł nie strzelaliśmy bo było to niebezpieczne. Gdy oberwało się niedojrzałym, twardym owocem z taką siłą to miejsce uderzenia bardzo bolało i były po nim na skórze ogromne siniaki. Jedną z zabaw podwórkowych w której wykorzystywaliśmy nasze patyki były strzały do celu. Rysowaliśmy tarczę na elewacji bloku i po kolei oddawaliśmy strzały do tarczy na punkty. Kolejną zabawą było umilanie życia upierdliwym sąsiadom, jeden z nich mieszkał na czwartym piętrze i  zawsze krzyczał na nas i przeganiał gdy graliśmy w piłkę na trawniku. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. (powiedzenie ludowe) Był to bardzo upierdliwy facet jeden z tych co systematycznie stali na balkonie i coś notowali i wszystkich się czepiał z byle powodu. Myślał, że jak mieszka na czwartym piętrze to mu nic nie zrobimy. Systematycznie rzucaliśmy w jego balkon gugułami. Tylko szyby trzaskały. Robiliśmy akcje o różnych porach dnia. Zbieraliśmy się w kilka osób ustalaliśmy pozycję ataku, szybkie bombardowanie i ucieczka. Strzelaliśmy po jednej serii w jego okno. Jeśli guguła trafiła w okno to huk był olbrzymi. Kolejną zabawą było strzelanie z patyka w jakiś wybrany cel jak kosz na śmieci budkę telefoniczną czy śmietnik, znak drogowy. Cele które hałasowały dawały nam więcej frajdy z zabawy. Po strzeleniu w znak drogowy było słychać brzdęk, w budynek bloku było głuche uderzenie. Strzelało się po kolei na punkty. Jedna osoba wybierała cel i oddawała do niego strzał. Jeśli trafiła każdy po niej miał trafić w ten sam cel mając tylko jedną próbę. Jeśli pierwsza osoba nie trafiła kolejna wybierała cel. Zasady tej zabawy były podobne do gry, rzutów do kosza z wybranego miejsca na boisku tylko zamiast rzutów były strzały owocami do wybranego celu. O cel nie było trudno zawsze się coś wyznaczyło. Któregoś razu kolega wybrał za cel zderzak zaparkowanego samochodu  ale po pewnym czasie ktoś tym samochodem odjechał. Innym razem wpadliśmy na pomysł żeby nawrzucać guguł komuś przez okno na czwartym piętrze. Ktoś zostawił otwarte na oścież okno i przysłonił firanką. Idealny cel. Trudne strzały bo na czwarte piętro i firanka zatrzyma wpadające do pomieszczenia guguły żeby nie zdemolowały mieszkania. Zapewne mieszkańcy się zdziwili skąd u nich w domu na podłodze tyle zielonych nakłuwanych jabłek. Strzelanie z guguł było jedną z popularniejszych naszych zabaw podwórkowych ze względu na prostotę narzędzia, kawałek kija i dostępność nabojów. Gier i zabaw z wykorzystaniem strzelania było wiele. Wybierało się cel ustalało zasady i zabawa gotowa. Czasami dla atrakcyjności zabawy i podniesienia poziomu rywalizacji wymyślaliśmy kary dla przegranych. Pewnego razu wpadliśmy na pomysł że wygrany strzeli w tyłek z guguły przegranemu. Podczas wykonywania kary strzelił ale nie trafił w tyłek a guguła poleciała w okno i wybiła szybę przy drzwiach wejściowych na klatkę  schodową. Koledze kara się upiekła bo szybko musieliśmy stamtąd uciekać. Często podczas wystawania pod klatkami czy na placu strzelało się z nudów, w powietrze i czasami kulki spadały stwarzając śmieszne sytuacje. Pewnego razu ktoś wystrzelił gugułę bez celu, w powietrze po pewnym czasie spadła jakieś pięćdziesiąt metrów od placu na którym staliśmy. Chodnikiem szło kilku facetów gugua spadła na plecy jednego z nich. Spowodowało to kutnię między nimi. Nas ta sytuacja rozbawiła zaczęliśmy się głośno śmiać. Chyba się kapnęli, że mamy z tym coś wspólnego bo zaczęli kierować się w naszą stronę. My nie długo myśląc uciekliśmy w bloki. Jak na wszystkie nasze gry i zabawy tak i na strzelanie z patyków była na podwórku moda, która po pewnym czasie przeminęła, i już dzisiaj nie pamiętam kiedy skończyliśmy z naszej trochę chuligańskiej zabawy w strzelanie z patyka.