019 - Zabawa w ganianego i syfa na garażach.


Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził (powiedzenie ludowe). Jedną z odmian popularnej na podwórku zabawy było ganianie się na garażach. Na naszym podwórku odmian tej zabawy było wiele, różniły się głównie miejscem ich prowadzenia. Po południowej stronie osiedla były dwa pasy garaży świetne miejsce do gry w syfa i ganianego. Były to długie na około sto metrów otwarte tunele z umieszczonymi w środku po dwóch stronach rzędami garaży. Dachy tych garaży były na równi z terenem ziemi a do tunelu prowadził stromy wjazd. Różnica pomiędzy dachem a podłożem tunelu była jakieś trzy metry. Po dwóch stronach były ułożone garaże, jeden obok drugiego a na ich dachach stały kominy wentylacyjne, małe kwadratowe budki, niewysokie domki, za którymi łatwo było można się schować. Na dachach rosła trawa a poza nimi krzaki i żywopłot również świetne miejsca jako kryjówka do zabawy. Do tunelu prowadziły dwa zjazdy na początku, na końcu. Pomiędzy nimi była odległość około stu metrów i tylko jedno zejście od strony osiedla. Podczas zabawy wspinaliśmy się po drzwiach garaży na ich dachy i z nich zeskakiwaliśmy do tunelu jak małpy w zoo. Wymagało to nie lada sprawności fizycznej i sprytu. Pewnego razy do kolegi przyjechał brat cioteczny ze śląska i poszedł z nami na garaże bawić się w ganianego Gdy zobaczył jak wygląda zabawa jak wspinamy się po drzwiach garaży, zeskakujemy na asfalt z trzech metrów wysokości to zrezygnował, stał z boku i się przyglądał jak si bawimy. Garaże były idealnym miejscem do naszych zabaw, były położone blisko podwórka wystarczyło przejść poza dwa bloki mieszkalne, przekroczyć osiedlową ulicę i już byliśmy na nich. 
Foto z portalu społecznościowego facebook ze strony Fotokielce Galeria Kielc. 
Sama zabawa przebiegała w tradycyjny sposób. Jedna osoba była ganiająca a reszta uciekała. O atrakcyjności tej zabawy świadczyło miejsce w jakim się odbywała, było dużo zakamarków, rosnącej zieleni, dużo miejsc do ukrywania się i zwodzenia ganiającego, bliskość osiedla, Był to duży obszar do zabawy który znajdował się w pobliżu miejsc naszego zamieszkania, nie musieliśmy długo do niego iść a położony był na tyle daleko od mieszkań, że hałasy zabawy nie przeszkadzały mieszkańcom. Właścicielom garaży nie do końca podobało się, że się tam ganiamy, obawiali się o swoje mienie i gdy nas widzieli to bardzo się złościli przeganiając nas. Podczas zabawy, biegając po drzwiach, dachach, kominach trochę je niszczyliśmy, a to czasami jakiś skobel wypadł ze ściany lub kłódka odpadła a to się drzwi poodginały. Pewnego razu kolega stanął na kominie odpowietrzającym a on cały się rozpadł, zrobiła się dziura do garażu Innym razem kolega schodził po drzwiach które wypadły ze skobli i wisiały zerwane i do połowy otwarte. Dla nas to była była niesamowita frajda z zabawy, dla właścicieli garaży stres i nerwówka o swoje mienie. Wszystkim dogodzić nie zdołasz (powiedzenie ludowe). Kolejną naszą, podwórkową zabawą przypisaną do tego miejsca była gra w syfa. Polegała ona na rzuceniu jakimś przedmiotem, przeważnie starą dziurawą piłką w osoby ganiane. Zabawa podobna do typowej zabawy w ganianego tylko zamiast dotykania uciekających rzucało się w niego piłką, trafiony stawał się syfem i ganiał innych. Garaże świetnie nadawały się do tej gry w syfa jak i zabawy w ganianego. Bywało tak, że bawiliśmy się w obie zabawy jedna po drugiej albo na przemian. Gdy było dużo osób to lepsza była gra w syfa bo łatwiej można było kogoś złapać, bardziej wartka była akcja, szybciej następowały zmiany i była większa intensywność. Dobór zabawy zależał głównie od ilości osób, naszych nastrojów, ilości wolnego czasu. Przeważnie o doborze zabawy decydowaliśmy w demokratyczny sposób przez głosowanie. Wygrywała większość głosów, większość decyzyjna, czyli ta co brała udział w grze lub zabawie. Miejsce jakim były garaże było położone przy osiedlowej ulicy nie była ona zbyt ruchliwa ale czasami przejeżdżały nią samochody i trzeba było uważać żeby pod nie nie wpaść. Nie raz się zdarzało że w ferworze rywalizacji wyskakiwaliśmy przed maskę przejeżdżającego samochodu. Była to droga osiedlowa i kierowcy raczej nie jeździli zbyt szybko i uważali na pieszych. Pewnego razu podczas zabawy kolega uciekając wskoczył na maskę samochodu ale nie na ulicy tylko w tunelu między garażami. Facet kierujący autem kompletnie się nie spodziewał pieszego gdy w pustym tunelu nagle pojawiła mu się przed maską osoba. Facet wyjeżdżał z garażu i na szczęście miał niedużą prędkość bo potrącił kolegę,  potrącony przekoziołkował ale wstał, otrzepał ubrania i uciekł. Facet wpadł w furię biegł za kolegą krzyczał i rzucił w niego jakimś przedmiotem,chyba zmiotką. Później opowiadaliśmy sobie tą historię na podwórku mówiąc, że: "kierowca go upolował w tunelu i biegł za nim żeby go dobić". Kolega wtedy dostał w plecy przedmiotem ale uciekł. Wszyscy uciekliśmy i już tego dnia zakończyliśmy gry i zabawy na garażach. Innego razu podczas zabawy koledze wpadła noga prze dach do garażu. Biegnąc stanął na dachu garażu pokrytym rozgrzaną papą i noga zapadła się robiąc dużą dziurę. Kolega wystraszył się myślał że coś go za nogę złapało. Stał na dachu i krzyczał że coś go wciąga do środka.My w tym czasie staliśmy z boku i  mieliśmy niezły ubaw z kolegi, krzyczał i ryczał wystraszony.