036 - Sępienie paliwa.

Na terenie osiedla była stacja paliw CPN. Usytuowana ona byłas na obrzeżach osiedla po południowo-wschodniej stronie. Sępy to ładne ptaki ale szybko zdychają (powiedzenie ludowe). Sępienie to była nasza podwórkowa zabawa a sępy mówiło się o osobach coś sępiły czyli próbowały podstępem wyłudzić np: papierosa, słodycze albo picie pod sklepem po meczu. Również to powiedzenie sępienia dotyczyło pozyskiwania paliwa zwaną przez nas "wachą". Sępienie wachy odbywało się na pobliskiej stacji i polegało na upraszaniu, wyłudzaniu paliwa od tankujących kierowców. Odbywało się to przy użyciu podstępnych sposobów. Biorąc kierowców na litość i oszukując ich. Wszystko polegało na tym żeby wysępić wachę. Trzeba było tak "zbajerować" tankujących kierowców, żeby odlali nam trochę tankowanego paliwa. 
Foto z portalu społecznościowego facebook ze strony Osiedle, Bocianek Kielce. 

Stacja była popularnym i uczęszczanym przez nas miejscem. Na stację chodziliśmy zarówno po butelki podczas wypraw na kanały jak i sępić wachę. Czasami przychodziliśmy sobie posiedzieć obok budynku stacji i popatrzyć na przyjeżdżające samochody. Przeważnie to były polskie auta ale od czasu do czasu trafiały się zagraniczne sztuki których marek nawet nie znaliśmy. Po zobaczeniu takiego zagranicznego samochody podchodziło się do bocznej szyby żeby przez nią zobaczyć ile auto ma na liczniku. Czasami trafiały się takie które miały dwieście. Wtedy podchodziliśmy do kierowcy i pytaliśmy: "Czy tyle pojedzie"? oczywiście kierowcy zawsze odpowiadali że tak. Poza takiego siedzeniem przy budynku CPN ktoś zobaczył jak jeden kierowca od drugiego bierze paliwo w słoik. Od razu wpadliśmy na pomysł żeby robić tak samo. Nazwaliśmy to sępieniem wachy. Podchodziliśmy tak pojedynczo do kierowców i zobaczyliśmy że zbiera nam się dużo paliwa. Po pewnym czasie wpadliśmy na pomysł, że może nam służyć jako środek płatniczy za przejażdżki na motorach starszych kolegów z podwórka. Tak też wykorzystywaliśmy wysępione paliwo. samo sępienie wyglądało następująco: Brało  się z domu litrowy słoik po wekach, na stacji podchodziło do kierowcy, który był w czasie tankowania i prosiło się, żeby nalał nam trochę paliwa do słoika. Przeważnie podczas sępienia "sprzedawało się jakiś kit" np: że jesteśmy ze wsi, jedziemy motorowerem z bratem do rodziny w mieście i zabrakło nam paliwa. Czy mógłby nam trochę odlać? Przeważnie "kit" przechodził i tankujący nalewali nam trochę paliwa, z połowę litrowego słoika. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda (powiedzenie ludowe). Przy tym jeszcze się czasami pytali. Czy na pewno nam tyle wystarczy?. Często zadawali dodatkowe pytania, Skąd jedziemy, Jak wrócimy do domu? Czy na pewno wystarczy nam paliwa? Opanowane mieliśmy chyba wszystkie warianty odpowiedzi. Podawało się miejscowość pod miastem i liczyło się, że ta osoba nie pochodzi z tej miejscowości. Mówiło się, że brat stoi za blokiem z pustym bakiem w motorze i czeka na mnie. Kiedy pytali Jak wrócimy z powrotem? Mówiło się, że w mieście mamy rodzinę i dadzą nam paliwo na powrót do domu. Jak chciało się przyspieszyć, to mówiło się, że trochę brzuch boli, trzymając się przy tym za brzuch. kiedy osoba wlała nam paliwo do słoika, szło się szybko za stacje tam siedzieli koledzy z dużymi dwulitrowym słoikiem i się przelewało. Czasami był "przypał", wpadka i kierowca kapował się, że coś nie gra, że go "nabijamy w butelkę". Kłamstwo ma krótkie nogi (powiedzenie ludowe). Robiło się wtedy przerwę w sępieniu. Pewnego razu podszedłem do tankującego faceta, tradycyjna "bajera" na brata czekającego na motorowerze za blokiem i podróży do miasta do rodziny. Na co facet zapytał. Kiedy się przeprowadziliśmy na wieś? i kazał pozdrowić mamę, chyba się skapował, ale paliwo dał. Czasami "zgredy" odmawiały. Wymówki były różne np: a to służbowe auto, a to mam paliwa na styk, mam ostatnie kartki na paliwo i mi nie starczy. Na paliwo jak na niektóre produkty spożywcze, typu cukier, mięso, słodycze w tamtych czasach były kartki. Kartki to było ograniczenie dla kupujących, kartki uprawniały do zakupu ściśle określonych ilości towarów głównie żywnościowych ale i paliwa. Mówiły jaką ilość towaru np: paliwa, można kupić taki ogranicznik ilościowy.


Dziennik TV z 28.06.1984 roku. CPN benzyna na kartki   



Poza kartkami trzeba było jeszcze zapłacić pieniędzmi za towar. My kartek nie posiadaliśmy tym bardziej pieniędzy. Wysępione paliwo dawało się starszym kolego z podwórka, którzy mieli motory i nas za to paliwo wozili. Dla starszych chłopaków to był Złoty interes (powiedzenie ludowe). bo benzyny by sobie sami nie kupili a od nas dostawali paliwo za darmo. Powozili nas tylko trochę, jakąś rundkę, dwie dookoła bloku zużywając przy tym nie dużą ilość paliwa i reszta im zostawała. Były różne stawki paliwowe za rundki, przewozy na motorach w zależności od rodzaju motocykla, długości trasy czy sposobu  negocjacji. Przeważnie za rundkę, parę okrążeń bloków motorowerem ( Motorynka, Ogar, Simson) trzeba było dać ok. pół litra wachy.


Motorem (MZ-tka, Jawaczy CZ-tka) za kurs trzeba było dać litr wachy i więcej.


Najwięcej wachy trzeba było dać krosem (przerobioną WSK-ą, niezarejestrowaną, samoróbką) ta przyjemność kosztowała dwa litry, pełny słoik po wekach wachy. 


Ten osiedlowy Kros to był motor, stara WSK  poskładana z kilku motorów, niezarejestrowana wersja samoróbki przez starszych chłopaków w piwnicy i przerobiona na motocykl do rajdów terenowych.
Motor ten miał pierdzący podniesiony wydech, opony z gumowymi kolcami. Wzbudzał większe zainteresowanie, ryzyko jazdy nim było duże i każdy z nas chciał się nim przejechać dla tego koszt przejazdu czyli ilość wachy za rundkę była wysoka. Krosem nie można było legalnie poruszać się po drogach publicznych. Co było dodatkowym argumentem dla kierowcy w negocjacjach ceny. Dla nas Krosem przejechać się to było przeżycie niesamowite i niepowtarzalne. Przeważnie kurs był dłuższy bo przebiegał po pobliskich polach poza osiedlem.
Źródło, fotografia z portalu facebook strona Kielce na przestrzeni lat Fot. Jarek Matla


Od wschodniej strony osiedla były ustronne rozległe pola i tam odbywały się rundki krosem. Mnie pewnego razu trafił się wyjątkowy kurs z dodatkowymi atrakcjami. Przedłużona jazda i ucieczka przed milicją. Wyjechaliśmy na przejażdżkę na pola obok osiedla. Gdy zatrzymaliśmy się na wzniesieniu kierujący, którym tym razem był mój starszy brat zauważył, że z trzech stron jadą w naszą stronę radiowozy milicyjne. Nie wiedziałem czy zeskakiwać z motoru i uciekać, czy siedzieć dalej. Usłyszałem "trzymaj się młody mocno". Z jednej strony jechała konserwa, Nyska (milicyjny busik). Z drugiej strony duży fiat, "bandzior" (milicyjny fiat 125, samochód osobowy) i od dołu jechał polami łazik (samochód terenowy).




Tylko jedna strona była nie obstawiona od strony drogi na ogródki działkowe, i tamtędy uciekliśmy. Jechaliśmy przez pola na osiedle. Kierujący krosem wcale nie był przestraszony tak jakby nie po raz pierwszy uciekał motorem przed milicją. Po przyjeździe szybko schował motor do komórki lokatorskiej jednej z  piwnic.Obławę zrobili zapewne  nie przypadkowo bo starsze chłopaki systematycznie jeździły po tych polach pierdzącym krosem, a na dole była baza milicyjna. Zapewne tego dnia zrobiła obławę a mnie trafił się atrakcyjny kurs. Z fartem, że akurat podczas mojej rundki to się pszydarzyło. Przyjechałem na osiedle to myślałem, że się z podniety i radości posikam. Przeżycie takiej przygody i pochwalenie się kolegom było niesamowite. Przejażdżka warta była paliwa, które za nią dałem. Ni z gruszki, ni z pietruszki (powiedzenie ludowe). Na moim bracie ten przejazd nie zrobił większego wrażenia ale ja przeżyłem niesamowitą przygodę i zapamiętałem ją po dziś dzień. Krosem przejażdżki były najdroższe, kosztowały najwięcej wachy ale były najbardziej atrakcyjne. Czasami pomimo ustalonego kursu za przejazd trzeba się było długo naprosić żeby, któryś ze starszych chłopaków nas przewiózł krosem. Co za dużo to niezdrowo (powiedzenie ludowe). Po pewnym czasie jak chłopaki z innych placów dowiedzieli się o sposobie pozyskiwania paliwa na sępa to na stacji zrobiło się tłoczno od grupek sępiących wachę. Pracownicy stacji zaczęli nas przeganiać i straszyć milicją. Wtedy skończyło się sępienie i nasze przejażdżki.