050 - Ogniska i namioty.

Wtedy jednym ze sposobów i świętowania wydarzeń przez młodzież na podwórku były ogniska. 


Na ogniskach świętowaliśmy np: rozpoczęcie wakacji i zakończenie szkoły, urodziny czy bez powodu organizowaliśmy je aby się spotkać i wspólnie spędzić czas w gronie znajomych. Dla nas na podwórku początek letniej przerwy od szkoły to był czas rozpoczęcia wakacji, dla naszych rodziców to był czas zakończenia szkoły. Punk widzenia zależy od punktu siedzenia (powiedzenie ludowe). Był to okres który świętowaliśmy na swój podwórkowy sposób najczęściej poprzez organizowanie ognisk. Miejscem gdzie je zazwyczaj szykowaliśmy były ogródki działkowe te położone bliżej osiedla i te dalsze. Na terenie osiedla było zabronione paleniska. Groziło to mandatem od milicji. W związku z tym miejscem miejscem naszego świętowania były zazwyczaj tereny akademików lub na ogrodów działkowych. Te pobliskie ogródki były wygodne bo blisko położone, a te dalsze na obrzeżu miasta były duże i rozległe było na nich więcej ciekawych miejsc. Przeważnie te na pobliskich ogródkach trwały do późnych godzin nocny. Towarzyszyły im śpiewy, granie na gitarach, i pieczenie kiełbasy i ziemniaków.


Te na obrzeżu miasta trwały dłużej, zazwyczaj całą noc do rana następnego dnia. Na terenie ogródków działkowych nasi rodzice mieli altanki w których mogliśmy się przenocować. Te wypady całonocne zazwyczaj były dużo wcześniej planowane i przygotowywane chociaż zdarzały się też spontaniczne na przykład podczas wypraw nad rzeki lub zbiorniki wodne. Gdy podczas wyprawy przechodziliśmy przez pola ziemniaków lub sady owocowe i ktoś wpadł na pomysł że rozpalamy ognisko. Chwilę zajmowało nam znalezienie odpowiedniego miejsca. nazbieranie gałęzi, drzewa i ognicho gotowe plus znalezione na polach warzywa i owoce z sadów i mieliśmy wyżerkę gotową. Ni z gruszki, ni z pietruszki  (powiedzenie ludowe). Te ogniska były przez nas zwane" spontany" odbywały się w porze dziennej i trwały kilka godzin. Zaopatrzeni w szabrowane warzywa i owoce mieliśmy co przygotowywać nad ogniem. Najlepszym miejscem do palenia ognisk tych dłużej trwających były ogródki działkowe, ze względu na to, że można było zaopatrzyć się na nich w ziemniaki i jakieś warzywa, owoce. Najpopularniejszym jedzeniem z ogniska były na pierwszym miejscu pieczone ziemniaki, później opiekane jabłka i zapiekany chleb, itd co rosło na ogródkach i nadawało się do upieczenia.


Oczywiście o mięsach i kiełbasach mogliśmy sobie w tamtych czasach pomarzyć. Gdy ktoś przyniósł kiełbasę, parówki lub mortadele to uważaliśmy to za przejaw przepychu i snobizmu. Wyżej sra jak tyłek ma  (powiedzenie ludowe). Najsmaczniejsze były ziemniaki, główne danie z ogniska. Przyrządzało się je w tradycyjny sposób. Trzeba było posiedzieć chwilę przy ognisku, aż wypali się drewno i powstanie rozżarzony popiół w którym zakopywało się ziemniaczki. Po kilku godzinach nasiadówki przy ognisku, rozmowach, śpiewaniu piosenek przy dźwiękach gitary sprawdzało się czy ziemniaczki już są gotowe. Gdy ziemniaki były upieczone zaczynało się rozgrzebywanie ogniska w poszukiwaniu zakopanych przysmaków. Po wyszukaniu upieczonych okazów i zebraniu ich w jednym miejscu zaczynał się podział i uczta. Wyjadanie miąższu ze spieczonych na węgiel skórek. Coś niesamowitego niezapomniany smak kojarzony z chwilami dzieciństwa. Oczywiście posypywaliśmy ziemniaczki dla smaku solą spożywczą. Pewnego razu mieliśmy ciekawą historię. Robiliśmy ognisko i byliśmy na etapie rozpoczynania jedzenia ziemniaków gdy kolega odpowiedzialny za przyniesienie soli wyjął z torby grudę soli w Papierze. Wziął skamieniałą sól z domu. Musieliśmy młotkiem ją kruszyć, żeby sobie ziemniaczki posolić. Padały wtedy złośliwe komentarze, że będziemy na przemian po kolei oblizywać ten kamień soli po gryzie ziemniaka. Nie wyobrażam sobie jedzenia ziemniaków z ogniska bez soli. Przeważnie po zjedzeniu dania głównego z ogniska czyli ziemniaków siedzieliśmy jeszcze kilka godzin przy blasku księżyca i dogasającym ogniu, piekliśmy jabłka, chleb, śpiewaliśmy piosenki, skakaliśmy przez ognisko, opowiadaliśmy historie o duchach. Wygłupiając się spędzaliśmy czas do późnych godzin nocnych a czasami do białego rana. Wyśpisz się po śmierci  (powiedzenie ludowe). Ogniska były formą świętowania. Często organizowane były z różnych okazji np: urodzin, imienin, świąt kościelnych państwowych a tym samym dni wolnych od szkoły lub bez okazji taki spontan jak np: podczas wypraw, rajdów. Na ogniskach przepychu nie było jedliśmy to co kto miał czyli niewiele i to co udało się znaleźć na działkach. Czym chata bogata tym gościom rada (powiedzenie ludowe). Porównując tamte ogniska do obecnego grillowania to powiedział bym że wtedy była bieda materialna ale bogactwo duchowe obecnie jest chyba odwrotnie. W tamtych czasach jedliśmy głównie wypieczone ziemniaki, chleb, jabłka szabrowane z ogródków. Napoje to była herbata albo woda z sokiem i to nie zawsze. Ale zabawa i atmosfera ognisk była fenomenalna i niezapomniana. Z pustego i Salomon nie naleje  (powiedzenie ludowe). Ogniska były również podstawowym elementem przygotowania posiłków podczas naszych wakacyjnych pobytów pod namiotami. 


Pod namioty na letni wypoczynek jeździło się przeważnie nad jeziora lub rzeki, blisko przyrody daleko od domu. Spało się w namiotach, jadło jedzenie z ogniska, myło w rzekach lub zbiornikach wodnych fizjologię załatwiało w krzaki  Pod namiotami czasami też nocowaliśmy na działkach były to przeważnie jedno dwu dniowe wypady na ogródki działkowe. Wyjeżdżając pod namioty nad jeziora wypady trwały od kilku do kilkunastu dni. Na działki organizowaliśmy przeważnie dwu dniowe pobyty, my nazywaliśmy je: "wypady jednodniowe". Pomimo, że byliśmy na działkach naszych rodziców i mieliśmy altanki w których mogliśmy przenocować. Altanki to były małe, letnie domki przeważnie jednoizbowe bez kuchni i łazienek, bez bieżącej wody i prądu. Mogliśmy nocować w altankach ale rozbijaliśmy sobie namioty i spaliśmy w namiotach i śpiworach na materacach. Posiłki przyrządzaliśmy zazwyczaj na ognisku z tego co rosło na działkach. Pod namioty nad jeziora jeździliśmy zaopatrzeni w pożywienie. Taki wyjazd trwał przynajmniej kilka dni i przeważnie w pobliżu nie było ogródków działkowych i wszystko trzeba było przywieść z domu lub kupować w pobliskich sklepach. Pieniędzy nie mieliśmy wiec przywoziło się z domów kto co miał. Zazwyczaj całe jedzenie na wyjazd to było kilka konserw, kilka kilo ziemniaków trochę kasy na pieczywo. Spało się w namiotach w śpiworach na pompowanych materacach na których w dzień pływaliśmy po jeziorze. Myło się w jeziorze w zimnej wodzie. Jadło się posiłki z ogniska i gotowane na ognisku i jak była to na kuchence gazowej. Potrzeby fizjologiczne załatwiało się w lesie. Przeważnie posiłkami było jedzenie z ogniska i zupki z kuchenki turystycznej. Nasze obozowisko składało się z kilku namiotów ułożonych obok siebie w których spaliśmy jak śledzie po kilka osób. Namioty tworzyły pierścień, ułożone były dookoła wejściami skierowane do środka. Po środku obozowiska paliło się non stop ognisko.  Byliśmy rozłożeni na "dzikim polu" oddalonym o kilka kilometrów od sklepów i najbliższych zabudowań. Przejście rano po pieczywo trwało godzinę. Poranna toaleta była dla obecnej młodzieży niewyobrażalna. Mycie się o wschodzie słońca w jeziorze w zimnej wodzie. Załatwianie fizjologii w lesie albo krzakach. Mycie się wieczorem po zmroku przy latarce. Jak dookoła rechotały setki żab i co chwilę coś w szuwarach się ruszało. Nie raz miało się stracha nawet w kilka osób stojąc przy zbiorniku. Załatwialiśmy potrzeby fizjologiczne w ciemnym lesie, toalety mieliśmy na łonie natury. Liście to był nasz papier toaletowy. W nocy słychać było jakieś hałasy poza namiotem i nikt nie chciał wychodzić. Pewnego razu kolega wyszedł pohałasować my mówiliśmy, że chodzimy przepędzić szwendające się zwierzęta. Wychodziliśmy w ustalonej kolejności padła kolej na kolegę który wyszedł i nie wracał. Poszliśmy za nim a ten siedział przy ognisku i wyjadał upieczone ziemniaki. Wieczorem gdy kładliśmy się spać włożył ukradkiem do ogniska kilka ziemniaków i w nocy gdy przychodziła jego kolej hałasowania wychodził i objadał się ziemniakami. Często w nocy wychodziliśmy i straszyliśmy innych kolegów w namiotach wydając różne odgłosy stukając imitując zwierzęta. Z czasem już nie wiedzieliśmy czy to zwierzęta się szwendają czy koledzy sobie żarty robią. Od czasu do czasu przyjeżdżali do nas rodzina lub starsze rodzeństwo i sprawdzali czy wszystko u nas w porządku. Sprawdzali czy już nie mamy dosyć tych spartańskich warunków i nie chcemy wracać do domu. My oczywiście świetnie się bawiliśmy. W dzień było: pływanie w zbiorniku, opalanie na słoneczku, granie w nasze gry i zabawy, plaża, karty do gry i wygłupy. wieczorami ogniska, śpiewy granie na gitarach. Pełna integracja z przyrodą wypoczynek i zabawa. Ogniska były nierozłącznym elementem naszego życia podwórkowego i zabaw naszego dzieciństwa. Czasem to rodzice, będący jednocześnie w spisku z brutalną rzeczywistością odbierają swemu dziecku jeden z najpiękniejszych okresów życia, dzieciństwo  (autor nieznany).