022 - Lodowisko na podwórku.


Wylewanie lodowiska przed blokiem na boisku. 
A wtedy zimy były mroźne i śnieżne.
Fotografia: skan z kalendarza SM Bocianek


Być pracowitym jak pszczoła (powiedzenie ludowe). Jednym z miejsc zabaw zimowych mojego dzieciństwa było lodowisko które sami sobie robiliśmy. Na osiedlu, na którym mieszkałem, pomiędzy blokami, na naszym podwórku było asfaltowe boisko, które świetnie się nadawało do zrobienia lodowiska. Boisko położone centralnie pomiędzy blokami, miało nawierzchnię asfaltową ogrodzoną wysokimi krawężnikami i metalowym płotkiem wysokości ok 120 centymetrów. Z dwóch stron ogrodzone było wysoką na pięciometrową metalową, siatką i dokoła niego co kilka metrów stały wysokie, latarnie, które umożliwiały korzystanie w nocy. Wysokie siatki były zabezpieczeniem boiska przed tym żeby nie kopać piłkami ludziom po oknach. Boisko przez wysokie krawężniki i w miarę równą nawierzchnię świetnie się nadawało do wylewania na nim lodowiska. 
Fotografia: skan z kalendarza SM Bocianek


Ojciec jednego z kolegów pracował w administracji i był aktywnym społecznikiem propagującym sport, który lubił młodzież, on pomagał nam w naszych pracach. Jako pracownik administracji udostępniał nam wąż z wodą i szufle do odgarniania śniegu. Jako społecznik w piwnicy prowadził małą wypożyczalnię łyżew dla dzieci i młodzieży z okolicy. Chłopakom z naszego podwórka wypożyczał łyżwy za darmo, innym dzieciom za jakieś drobne pieniądze. Łyżwy mieliśmy z swoje albo z wypożyczalni a lodowisko sami sobie wylewaliśmy na boisku. Jak tylko była odpowiednia, minusowa temperatura szliśmy, młodzież z podwórka do ojca Kolegi z prośbą żeby udostępnił nam niezbędne oprzyrządowanie. Wtedy On informował nas którego dnia wieczorem będzie "akcja lodowisko" i udostępni nam narzędzia. Tego dnia zbierała się cała młodzież z pobliskich bloków i drewnianymi szuflami, miotłami przygotowaliśmy teren boiska. Sąsiad, społecznik wynosił węża z podłączoną z piwnicy wodą i cały wieczór wylewaliśmy ją na przygotowany wcześniej grunt. Na drugi dzień wieczorem wylewało się jeszcze raz i na trzeci dzień lodowisko było gotowe. Mieliśmy drewniane szufle do zbierania śniegu i grudek lodu, miotły którymi zamiataliśmy śnieg. Sami musieliśmy odśnieżać i dbać o porządek.  Nasze lodowisko wyglądało lepiej niż niejedno dzisiejsze komercyjne a na pewno było bardzo zadbane. Była na podwórku niepisana zasada zasada. Kto nie pracuje ten nie korzysta, kto nie odśnieża i nie dba o lodowisko, ten na nim nie jeździ. Tylko choroba zwalniała od prac porządkowych. W tym dbaniu nie chodziło tylko o porządek ale o uszanowanie tego co sami stworzyliśmy. Chodziło nie tylko o samo stworzenie czegoś ale również o to, żeby przebywać z kolegami i się dobrze bawić podczas wspólnych prac. Odśnieżać lodowisko trzeba było systematycznie w zależności od warunków klimatycznych, opadów śniegu, temperatury. Było ono zrobione na publicznym miejscu a mimo to czuliśmy się właścicielami i gospodarzami lodowiska, dbaliśmy o nie pilnując żeby było odśnieżone. W razie potrzeby wylewane było na nowo, łataliśmy na dziury. Gdy tylko pojawiły się większe braki w nawierzchni szybko się je łatało. A to była cała dla nas wtedy skomplikowana procedura. Zauważony ubytek zgłaszało się tacie kolegi, który informował nas kiedy będzie miał trochę czasu i wyda nam potrzebny sprzęt do prac naprawczych. Po odpowiednim oczyszczeniu ubytku, dziury. zalewało się ją wodą i zabezpieczało żeby nikt tam nie wjeżdżał podczas codziennego korzystania. Gdy naprawa związała i była odpowiednia oczyszczało się ją i włączało do reszty lodowiska. Cały zabieg naprawczy trwał kilka dni i zaangażowanych przy nim było kilkanaście osób. Trochę to było skomplikowane i wtedy wyglądało jak obecnie łatanie dziur w jezdni przez ekipy drogowe.


Boisko  na którym było lodowisko było oświetlone wysokimi jasno świecącymi latarniami i świetnie się nadawało do naszych podwórkowych gier i zabaw. Wieczorami na nim było jak w bajce. Gdy padał śnieg pod lampami wyglądało jak z filmów a widok jak z bajki pod naszymi osiedlowymi blokami dla nas dzieci z blokowiska był czymś niesamowitym. Na lodowisku przebywaliśmy do późnych godzin nocnych. Jego bliskość z miejsce naszego zamieszkania powodowała, że rodzice jak się o nas martwili to patrzyli w okno i widząc nas już byli spokojni. Na lodowisku mieliśmy różne zabawy takie jak: w ganianego, syfa, zarazę, chowanego, mecze hokejowe. Hulaj dusza, piekła nie ma (powiedzenie ludowe). Zakładało się na nogi łyżwy hokejówki lub figurówki nikt nie patrzył czy nowe czy stare nie mówiąc o ich producencie,


ważne że w ogóle je mieliśmy, mało ważne jakie one były. Czasami trzeba było zakładać trzy pary skarpet na stopy gdy żeby pasowały i żeby nie spadały z nóg. Pewnego dnia kolega jadąc na łyżwach tak zahamował o krawężnik przy ogrodzeniu boiska, że obydwie płozy mu odpadły tylko buty zostały na nogach. To były wypożyczone łyżwy i trzeba było coś wymyślić żeby ich nie trzeba było odkupować. Przykleiliśmy płozy klejem do papieru. Chwilowo się trzymały. Żeby pozbyć się problemu kolega wymienił je w wypożyczalni na większe. Prawdopodobnie podczas jazdy odpadły mu płozy bo ktoś wcześniej już tak samo prowizorycznie je naprawił. Inny kolega miał łyżwy z podwójnymi płozami na których łatwo się jeździło ale takie modele były uważane przez nas za dziecięce i obciachowe. 
 

Wszyscy się z niego naśmiewali, że są obciachowe i nie chcieli się z nim bawić. Musiał zmienić na jedno płozowe i nauczyć się na nich jeździć. Przez to że mieliśmy całe dnie dostęp do lodowiska umieliśmy świetnie jeździć. Każdy z nas śmigał przodem, tyłem, na prawej, lewej nodze, sami się uczyliśmy jeździć, jedni od drugich metodą prób i błędów. Zabawa na lodowisku podnosiła naszą sprawność fizyczną jak i psychiczną. Przygotowywanie lodowiska przed blokiem nauczyło nas pracy zespołowej. Przez to, że sami robiliśmy lodowisko uczyliśmy się działać w grupie, wykonywać wspólnie z kolegami prace, dbać i odpowiadać o stworzone przez nas dzieło. Wiedza i umiejętności zdobyte podczas prac z dzieciństwa zaowocowały umiejętnością organizowania działań społecznych w pracy zawodowej. Nauczyłem się jeździć na łyżwach przez co w pracy nauczyciela mogłem organizować wyjazdy z młodzieżą szkolną na lodowiska. 
Bardzo milo wspominam ten czas dzieciństwa. Pomimo tego, że lodowisko było położone pomiędzy blokami na osiedlu z wielkiej płyty w mojej pamięci zapisało się jako piękne lodowisko, które wyglądało jak z bajki.