043 - Zabawa w wojnę w piaskownicy

Wojny zaczynają się, kiedy chcesz, ale nie kończą się, kiedy prosisz (autor Niccolo Machiavell). Była to tak samo jak miasta w piaskownicy zabawa wczesnego dzieciństwa. Bawiliśmy się w nią z kolegami z podwórka gdy chodziłem do pierwszych klas szkoły podstawowej.Miejscem zabawy była piaskownica na placu zabaw przed blokiem. Były jej dwie odmiany. Jedna żołnierzykami plastikowymi na zamkach z piasku a druga czołgami zrobionymi z piasku.  Ta pierwsza z użyciem żołnierzyków przebiegała bardzo podobnie jak "budowanie miasta" tylko zamiast miast powstawały z piasku fortece i zamki. Najpierw budowaliśmy fortece i zamki z piasku a później ustawialiśmy na nich plastikowe żołnierzyki. W czasach mojego dzieciństwa popularne i dostępne w niektórych sklepach z zabawkami były plastikowe, żołnierzyki.


Kupowało się je w opakowaniach po kilkadziesiąt sztuk, były to plastikowe postacie z bronią ubrane w mundury z różnych epok, byli to żołnierze ustawieni w różnych pozycjach i formacjach bojowych z karabinami, mieczami, atakujący poddający się, sanitariusze, czasami występowali na koniach, motorach, rowerach. Były do nich samochody, czołgi, działa, pojazdy bojowe, przeróżne wyposażenie. Ustawialiśmy na naszych budowlach z piachu całe nasze armie w różnych pozycjach gotowych do walki. Kilkucentymetrowe żołnierzyki wykonane z plastiku, kolorowo pomalowane, zazwyczaj przedstawiające postacie z okresu II wojny światowej. Żołnierzyki z tego okresu były najciekawsze i najczęściej przez nas używane bo najlepiej znaliśmy ten czas z historii i telewizyjnych filmów. Po za tym żołnierzyki z tego okresu były najbardziej popularne i najłatwiej dostępne w sklepach. Każdy z nas posiadał ich kilka paczek po kilkadziesiąt sztuk.  Po zbudowaniu zamków i ustawieniu na nich żołnierzyków rozpoczynała się gra. Polegała ona na rzucaniu kamyczkami w ustawione na budowlach z piasku plastikowe żołnierzyki. Podczas gry obowiązywał podział na drużyny, każda drużyna budowała zamki i fortece z piasku. Na nich ustawiało się jednakową liczbę żołnierzyków i wypowiadało się wojny innym. Odbywały się wojny pomiędzy drużynami. a zawodnicy kolejno oddawały po jednym rzucie z wyznaczonych miejsc, takim samym kamyczkiem, według ustalonej kolejności. Jeśli rzucający strącił kamyczkiem żołnierzyka, przewrócił go to ten uważany był za martwego. Która drużyna pierwsza pokonała przeciwników wygrywała wojnę. Celem gry było jak najszybciej poprzewracać żołnierzyki przeciwnika i zniszczyć jego budowlę. Po osiągnięciu celu, wygrany mógł zniszczyć do końca zamek przeciwnika, co dawało niesamowitą frajdę i było ukoronowaniem zwycięstwa. Przeważnie rzuty kamieniem oddawało się z określonego miejsca zazwyczaj spoza murka, który otaczał piaskownicę. Była to odległość od 2 do 4 metrów.  Kamyczek do rzutów był mały i celowanie w kilkucentymetrowego żołnierzyka było niezwykle trudne i wymagało dużej precyzji rzutu. Przypominało trochę rzuty w lotki, mniej siły więcej precyzji. Oczywiście jak w każdej konkurencji tak i w tej mieliśmy faworytów na podwórku, każdy te osoby chciał ich mieć w drużynie. Jeden z kolegów miał komplet plastikowych żołnierzyków z innej epoki i kultury, Indian i kowbojów z dzikiego zachodu. Nie posiadał żołnierzyków z okresu II wojny jak my wszyscy i  przez to nie bardzo było z naszej strony zainteresowanie toczenia z nim wojen. Pasuje jak wół do karety (powiedzenie ludowe). Za każdym razem gdy chciał się z nami bawić musiał sobie pożyczać żołnierzyki od innych kolegów. Podczas gry i rzucania kamieniami dochodziło do różnych zabawnych sytuacji np: gdy kamień rzucony odbijał się od murka trafiał kogoś w nogę lub inna część ciała. Pewnego razu kolega dostał odpryskiem w głowę. Podczas gry rzucony kamień uderzył o murek i rozpadł się na kawałki. Jeden kawałek poleciał tak że uderzył innego kolegę w głowę a ten upadł trzymając się za czoło. Ten kolega nosił okulary które mu spadły ale były całe. Kamień uderzył go w czoło i nic mu się nie stało. Innego razu w końcówce rozgrywki gdy był stan 3 na 1 żołnierzyka, teoretycznie przegrany dla drużyny z jednym ocalałym. Kolega rzucił tak, że odbity od murka kamień potoczył się i w przedziwny sposób trafił kolejno trzy żołnierzyki porozstawiane w różnych miejscach zamku. Wyglądało to tak jakby ten kamień był sterowany elektronicznie. Strącenie ich oznaczało zwycięstwo. Niemożliwe są rzeczy najbardziej możliwe (powiedzenie ludowe). Kolega wygrał i mógł zniszczyć zamek przeciwnika. Gra w w wojnę w piaskownicy była bardzo elastyczną grą pod względem udziału ilości osób. W grupach mogło grać od jednej do kilku osób, które ustalały między sobą kolejność rzutów. Przeważnie graliśmy pojedynczo ale gdy było dużo chętnych to rozgrywki odbywały się w grupach a czasami nawet formie turniejów. Ilość żołnierzyków wykorzystywanych do rozgrywek była ustalana przed grą i przeważnie zależała od ilości graczy, wszystkie zasady były zatwierdzane przez strony przed rozpoczęciem. Kwestie sporne były rozwiązywane zazwyczaj w sposób demokratyczny. Najpierw debata, przedstawienie swoich stanowisk a później głosowanie i werdykt zatwierdzany przez strony. Czasami upór i zawziętość negocjacji i poparcie starszych braci brało górę. Pewnego razu przez potyczką żołnierzykową w piaskownicy młodszy kolega uznał, że jeśli on jest młodszy to słabszy i gorzej rzuca a za tym przysługuje mu możliwość ustawienia większej ilości żołnierzyków niż innym graczom. Inni nie chcieli się na to zgodzić. Kolega nalegał i przyprowadził starszego brata do piaskownicy. Ten poparł jego argumenty i zaproponował, że albo przystaniemy na ustalenia albo on zniszczy wszystkie zamki w piaskownicy i będzie koniec zabawy. Młodszy kolega miał argumenty nie do przebicia w negocjacji. Takie gry i zabawy podwórkowe wiele nas uczyły.