017 - Kukułka na okno.


Dlaczego życie płata nam figle? Bo czasem jak My ma dobry humor (powiedzenie ludowe).



Źródło facobook strona Osiedle Bocianek, Kielce

Kolejną zabawą podwórkową mojego dzieciństwa było zakłócanie ciszy wieczornej i nocnej mieszkańcom. Zabawa polegała na przypięciu do okna tzw "kukułki", zabawki zrobionej z gumki z przymocowaną po środku przywieszką, metalową śrubką lub guzikiem.



Kukułkę przypinało się pineskami do rogu okna i pociągając za żyłkę wędkarską stukało w szybę okna. Stukot naszej zabawki przypinał stukanie kukułki uderzającej dziobem o drzewo stąd ta nazwa. Zabawa polegała na wybraniu odpowiedniego mieszkania, najczęściej na parterze budynku, usytuowanego tak, żeby w pobliżu rosły krzewy lub krzaki miejsce naszej kryjówki. Przypinało się zabawkę na okno wybranego mieszkania, przeciągało żyłkę i siedząc w pobliskich zaroślach umilało życie mieszkańcom przez brzdęk stukotu. Nasze zakamuflowanie polegało na ukryciu się tak w pobliskich krzakach, zaroślach za drzewami żeby nas nie było widać z okna. Pociągając za żyłkę stukało się o szybę. Zabawka podczas stukania wydawała nieprzyjemny hałas wprowadzając mieszkańców w zakłopotanie. Wyglądali oni przez okna i nie wiedzieli co się dzieje. Wieczorem rzadko udawało się zauważyć naszą kukułkę w rogu okna nie mówiąc o żyłce biegnącej od niej. Przeważnie gnębieni mieszkańcy stali za firankami, obserwowali okno, otwierali je, wyglądali szukając przyczyn stukania. Być kulą u nogi. (powiedzenie ludowe). My wtedy siedzieliśmy w krzakach dobrze się bawiliśmy i co jakiś czas ponawialiśmy stukanie kukułką. Mieliśmy przy tym zdezorientowanym zakłopotaniu mieszkańców niesamowity ubaw. Z czasem przeprowadzania takich zabaw mieszkańcy pobliskich bloków dowiedzieli się o kukułkach przypinanych na okno i po przypinaniu ich przez nas szybko je demontowali. Nawet raz była taka sytuacja, że kobieta stała w oknie ciągnęła za żyłkę a w tym czasie facet z drugiej strony bloku wybiegł do nas.Zastawiali na nas pułapki żeby nas złapać na gorącym uczynku. Zabawa była fajna i wieczorami przebiegała w najlepsze ale z czasem mieszkańcy zorientowali się o co w niej chodzi i albo wybiegali przed blok albo wzywali na nas milicję. W pewnym czasie zrobiło się nie ciekawie bo  co dziennie ktoś wzywał milicje czy robiliśmy psikusy czy nie. Pewnego razu mieliśmy fart bo ledwo co wyszliśmy z krzaków po zabawie w kukułkę gdy podjechał patrol i zaczął nas kontrolować. Oczywiście nie mieli nic na nas poza czyimś wezwaniem. Gdy podeszli do nas jak nigdy nic siedzieliśmy na ławce na placu. Posprawdzali gdzie mieszkamy czy mamy brudne ręce i pojechali. Gdyby podjechali chwilę wcześniej nie było by tak wesoło. Któregoś razu siedzieliśmy w krzakach między blokami z podpiętą do okna kukułką i nagle rodzic jednego z kolegów podszedł do nas i  zaczął wołać go do domu. Mieszkańcy nękani przez nas naskarżyli co robimy i kolega w domu dostał od rodziców lanie i zakaz wieczornych wyjść na podwórko. Zabawa była ograniczona o to, że kukułkę dało się zamontować tylko na oknie nisko położonego mieszkania, zazwyczaj na parterze. Jeden raz kolega wspiął się po balkonie i założył kukułkę na pierwszym piętrze ale podczas schodzenia spadł pobijał się i rozerwał sobie koszulkę. Po tym więcej już nie wchodziliśmy na piętro. Na tak dużym blokowisku jakim mieszkaliśmy było tyle okien na parterze że nie musieliśmy wchodzić na piętro. Przeważnie kukułki zakładaliśmy tym najbardziej upierdliwym sąsiadom, którzy przeganiali nas z trawnika podczas zabaw lub na nas kablowali rodzicom. Co się odwlecze to nie uciecze. (powiedzenie ludowe) Z czasem nawet nie pamiętam kiedy przestaliśmy zakładać kukułki może dla tego, że już znudziła nam się ta zabawa a może dla tego, że co jakiś czas któryś z sąsiadów nas opierniczał i było nam wstyd.

Foto z portalu społecznościowego facebook ze strony Grupa Kielce na przestrzeni lat .