044 - Czołgi w piaskownicy.

Przegrana jest źródłem wielkiej mądrości ,ponieważ od niej uczysz się wygrywać (powiedzenie ludowe). Była to jedna z dwóch gier piaskownicowych mojego dzieciństwa. Bawiłem się w nią z kolegami z podwórka w okresie pierwszych lat uczęszczania przeze mnie do szkoły podstawowej. Miejscem jej była piaskownica na placu, przed blokiem. Polegała ona na rzucaniu kamieniami w czołgi zrobione z piachu i  ustawione na murku otaczającym piaskownicę. 


Czołgi to były ulepione "babki z piasku". Wilgotny lub mokry piasek wsypywało się do foremki z wiaderka lub plastiku i po wypełnieniu jej ustawiało na murku zdejmując formę. Po zdjęciu jej zostawała piaskowa figurka w którą wtykało się patyczek po lodach lub drewniany patyk który symbolizował lufę czołgu. Tworzyło się drużyny, przeważnie pomiędzy sobą walczyły dwie strony konfliktu. Drużyny walczące budowały taką samą ilość czołgów na swoim murku, po przeciwnych stronach piaskownicy. Zabawa polegała na zburzeniu czołgów przeciwnika, rzucając w nie kamieniem. Obie drużyny budowały taką samą ilość czołgów przeważnie od 10 do 20 tyle się mieściło na murku piaskownicy. Po zbudowaniu swojej batalii czołgów rozpoczynało się grę. Losowaniem wybierało się drużynę rozpoczynającą. Raz jedna raz druga drużyna oddawało się rzuty celem było jak najszybsze zniszczenie czołgów przeciwnika. Kto pierwszy to zrobił wygrywał grę.


Rzuty oddawało się spoza murka, jednym kamieniem na przemian. Nie rzadko osoby grające obrywały odbijającym się kamieniem. Trzeba było uważać i przed każdym rzutem orientować dawać słowne ostrzeżenie, które brzmiało „ora rzucam”. Grę wygrywała ta drużyna, która pierwsza zniszczyła wszystkie czołgi przeciwnika. Czasami tyle było chętnych osób że grało się turnieje systemem pucharowym lub każdy z każdym. Jeden meczyk dziesięcio czołgowy trwał około kilkunastu minut. Bardzo lubiliśmy tą grę bo zazwyczaj szybki był jej przebieg. Była ona bardzo elastyczna. Podczas jej trwania uczestnicy mogli dochodzić i odchodzić, mogła być przerywana i rozpoczynana od nowa. Ustalało się tylko kto ile ma całych czołgów przerwało grę i za jakiś czas można było szybko ją dokończyć. Podczas takiej zabawy jeden kolega wyrównał jakieś niewyjaśnione zaszłości z drugim. Drzeć z kimś koty (powiedzenie ludowe). Rzucając kamień podczas gry bez orientu trafił w jego nogę robiąc mu siniaka. Doprowadził w ten sposób do konfliktu. Po uderzeniu kamieniem w nogę najpierw były wyzwiska, później wybuchła bójka a na koniec była ponowna wspólną zabawą i rozstrzygnięcie waśni przy pomocy gry w czołgi. Na podwórku tak już mieliśmy, że jednego dnia nawet kilka razy można się było z kimś pokłócić i dać sobie po razie ale koniec końcom i tak się wspólnie bawiliśmy w nasze gry i zabawy podwórkowe. W środowisku pod blokowym często dochodziło do konfliktów pomiędzy kolegami, czasami słownych, czasami wyjaśnianych pięściami a czasami rozstrzyganych za pomocą gier. Zawsze kończyło się dalszym kolegowaniem, umieliśmy sami rozwiązywać nasze problemyZgoda buduje, niezgoda rujnuje (powiedzenie ludowe). Pewnego razu pokłócili się ze sobą dwaj bracia taka była zawzięta kłótnia, że doszło do rękoczynu. Dali sobie po razie i siedzieli osobno na ławkach po dwóch stronach placu. Ich mama zawołała ich na obiad gdy wrócili za pół godziny na podwórko to już ze sobą rozmawiali ale byli dalej skonfliktowani a spór postanowili rozstrzygnąć za pomocą gry w czołgi. Wystarczyło, że musieli przebywać razem i się pogodzili na tyle żeby dalej pokojowo dochodzić swoich racji. Tak samo było z nami na podwórku. Większość czasu spędzaliśmy wspólnie i po większych czy mniejszych sprzeczkach szybko się ze sobą dogadywaliśmy czasami poprzez rywalizację w grach i zabawach podwórkowych. Zabawa w czołgi była taką grą za pomocą której można było rozstrzygnąć spór.