051 - Zbijanego na siatkach.

Kolejną z gier i zabaw podwórkowych było zbijanie na siatkach. Chodzenie a nawet bieganie po barierkach i siatkach należało do naszych codziennych zabaw podwórkowych. Gra w zbijanego na siatkach polegała na przemieszczaniu się po powierzchni ogrodzenia. Pomiędzy blokami na podwórku było asfaltowe boisko ogrodzone barierkami i zabezpieczone wysoką konstrukcją zabezpieczoną metalową siatką. Na podwórku o tej konstrukcji mówiliśmy po prostu "siatka" i każdy wiedział o co chodzi. Mieliśmy swoje nazewnictwo gier i zabaw. Siatki były wykorzystywane do wielu gier i zabaw podwórkowych jak: syfa, zbijanego, ganianego, chodzenie po nich, króla, wampirów i ludzi, dziada.


Siatka po dwóch stronach boiska zabezpieczała okna pobliskich mieszkań przed wylatującymi piłkami z boiska, dla nas siatka służyła do gier i zabaw. Mierzyła jakieś 5 metrów wysokości i rozciągała się na całej długości z dwóch stron, krótszych boków boiska. Była stabilna, zrobiona z przeplatanego metalowego druta i kątowników. Oczka drutu pozwalały łatwo łapać się palcami i wkładać w nie czubki butów podczas wspinaczki. Poruszanie się przez nas po nich wyglądało trochę jak bieganie po wybiegu przez małpy w zoo. Poruszaliśmy się po nich skacząc, wieszając się, kołysząc byliśmy zwinni, sprytni i wysportowani i nie sprawiało nam to trudności. Siatka była idealna do naszych zabaw. Na zewnętrznych krawędziach miała solidne metalowe kątowniki co powodowało że była stabilna. Osadzona była na grubych metalowych rurach z ogromnymi wspornikami. Cała konstrukcja była bardzo solidna, nieruchoma, masywna. Samo bieganie po niej było dla nas niesamowitą frajdą nie mówiąc o grach i zabawach wspinaczkowych z elementem rywalizacji. Hulaj dusza, piekła nie ma. (powiedzenie ludowe) Powierzchnia siatki z jednej strony to było ze 100 metrów kwadratowych, powodowała, że mogliśmy bez przeszkód ganiać się, wieszać i wspinać nie mówiąc o samym siedzieć na niej. Chodzenie po niej, wspinanie się, siedzenie na niej sprawiało nam frajdę a gdy doszedł element rywalizacji to zabawa na siatkach była dla nas czymś wspaniałym i nie do zastąpienia. Były dwie odmiany naszych podwórkowych gier na siatkach. Pierwsza rzucana. Druga kopana. Obie zabawy polegały na tych samych zasadach różniły się tym, że w jednej zabawie piłkę się kopało a w drugiej rzucało. Był jeden ganiający i pozostali uciekający. W zabawie chodziło o trafienie piłką uciekającego poprzez kopnięcie lub rzucenie jej. Ganiający miał za zadanie trafić piłką, "zbić" innego uczestnika zabawy uciekającego. Jeśli osoba został trafiona, dotknęła jej piłka wtedy stawał się ganiającym a rzucający mógł być uciekającym jak pozostali. Uczestnicy zabawy mogli porusza się po wyznaczonych miejscach. Ganiający tylko po ziemi dookoła siatek i nie mógł na nie wchodzić a reszta uczestników uciekająca mogła tylko biegać po siatkach nie mogą schodzić na ziemię. przeważnie wyglądało to że uciekający przechodzili z jednej strony siatki na drugą i tak w koło. Kopana zabawa była bardziej popularna i trudniejsza,  polegała na, trafieniu piłką do nogi, przez kopnięcie osoby znajdującej się na siatce. Samo kopnięcie było łatwiejsze, mocniejsze i precyzyjniejsze ale po wykopaniu trzeba było chodzić daleko po piłkę.

Podczas gry kopanej jak i rzucanej osoba trzy razy trafiona odpadała z gry. Do trzech razy sztuka. W tamtych czasach byliśmy tak sprawni i zwinni że trafienie piłką poprzez kopnięcie, osoby biegającej po siatkach zajmowało kilkanaście minut i było niezwykle trudne. Podczas zabawy w odmianę kopaną nie można było w ogóle dotykać piłki rękami. Obwiązywała zasada" Piłka parzy". Ogień to, czy lód, parzy tak samo - (powiedzenie ludowe). Oznaczało to, że nie można jej było w ogóle dotykać co groziło konsekwencjami w postaci kar umownych typu wykluczenie z gry. Kto wyrażał zgodę na uczestniczenie w zabawie i łamał jej zasady otrzymywał kary. Obecnie współczesna młodzież podobne karanie podczas łamania ustalonych zasad nazywa „banem”. Czasami uczestnik zabawy za łamanie zasad w ramach ostrzeżenia, za swoim przyzwoleniem dostawał kopniaki w tyłek tak zwane:”trepy”. Kopniaki to była łagodna forma ostrzeżenia. Ostrą forma kar przy nagminnym łamaniu zasad było całkowite wykluczenie z zabawy, izolacja z gry była najsurowszą formą kary. Pewnego razu podczas zabawy starszy brat kolegi, z którym się ganialiśmy, wyszedł na podwórko z psem. To był duży „bokser”, pies którego się baliśmy a wtedy smycze i kagańce były stosowane rzadko albo wcale. Puścił psa żeby sobie biegał po boisku. Pies szybko podbiegł do siatki na której siedzieliśmy. Zabawę natychmiast przerwaliśmy, ganiający wskoczył na siatkę. Pies krążył pod siatką a my na niej siedzieliśmy i baliśmy się z niej zejść. Starsze chłopaki siedziały na barierkach i mieli z nas dobrą zabawę czyli tak zwaną "polewkę". Nikt nie schodził bo nie chciał ryzykować bezpośredniego spotkania z psem Padały pomysły żeby szybko zeskoczyć i pobiec do pobliskiej klatki schodowej w bloku, żeby wskoczyć na pobliskie drzewo słupa ale na pomysłach się kończyło nikt nie chciał ryzykować. Jeden kolega musiał do toalety i nie mógł już wytrzymać to sikał z siatki co dawało dodatkowy ubaw starszym chłopakom. Tak musieliśmy siedzieć na siatce przez długi czas, aż jeden ze starszych chłopaków tak się śmiał, że wzbudził zainteresowanie psa który pobiegł za nim. Podbiegł i zaczął na niego warczeć szczekać ten się wystraszył i również wskoczył na siatkę. Tym razem to my pomimo że siedzieliśmy uwięzieni  na siatce mieliśmy z niego polewkę. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Podczas zabawy na siatkach często zdarzały się upadki przeważnie kończyły się niegroźnie. Pewnego razu ganiający po kopnięciu piłką tak oberwał że spadł z siatki na trawnik z wysokości około dwóch metrów ale nic mu się nie stało. Innym razem ganiający biegł i w pędzie wpadł na siatkę uderzają głową w metalowy słupek. Po uderzeniu siadł na murku posiedział kilka minut i ganiał dalej po spotkaniu z słupkiem została mu na jakiś czas pamiątka guz na czole. Podczas tych zabaw systematycznie zdarzały się stłuczenia, zwichnięcia, drobne kontuzje. Były też mniej fajne sytuacje gdy kolega spadając z siatki nic sobie nie zrobił ale wpadł w psią kupę leżącą ma trawniku. Jeśli wdepnął nogą to nic się nie stało ale raz kolega upadł twarzą w kupę na trawniku. Dla niego mało fajna sytuacja dla pozostałych okazja do śmiechu. Nasze gry i zabawy podwórkowe niosły ze sobą wiele nieprzewidzianych sytuacji i perypetii. Co dziennie działo się coś dala jednych zabawnego, śmiesznego dla innych smutnego i przykrego.