006 - Ganianego na sklepach.


Szczęśliwy człowiek to taki, który nie pragnie tego czego nie ma. Pawilony sklepowe na osiedlu były dla nas rewelacyjnym miejscem do zabawy w ganianego. Na środku osiedla stał kompleks budynków sklepowych.

Foto z portalu społecznościowego facebook ze strony Osiedle, Bocianek Kielce.

Budynki te były o różnej budowie, wysokości, jedne były wyższe drugie niższe niektóre połączone ze sobą inne stojące osobno ale w pobliżu. Przy budynkach rosły krzaki, stały barierki, ławeczki kosze na śmieci było dużo różnych zakamarków, zaułków i miejsc w których można się było łatwo schować podczas zabawy. Stanowiły skupisko kilkudziesięciu sklepów i punktów handlowo-usługowych.

 Foto z portalu społecznościowego facebook ze strony Przyjazny Bocianek
 
 
Wieczorami były dobrze oświetlone co powodowało, że mogliśmy się na nich ganiać po zachodzie słońca i wtedy najczęściej to robiliśmy. Rozpoczynaliśmy zabawę gdy sprzedawcy danego dnia zakończyli działalność i zamknęli sklepy.
Foto z portalu społecznościowego facebook ze strony Osiedle, Bocianek Kielce.

Wieczorami na terenie kompleksu zbierała się młodzież z całego osiedla. Zazwyczaj w zabawie uczestniczyło od kilku do kilkunastu osób a czasami brało udział kilkadziesiąt osób, i wtedy bawiliśmy się w odmianę ganianego zwaną przez nas "wampirów i ludzi". Zabawa trwała ona całymi godzinami od wieczora do późnych godzin nocnych. Były dwie odmiany tej zabawy. Pierwsza gdzie był jeden ganiający reszta uciekała przed nim wtedy osoba ganiająca miała za zadanie dotknąć innego uczestnika zabawy, gdy to zrobiła dotknięty stawał się ganiającym. Druga odmiana częściej przez nas stosowana gdy była większa ilość chętnych do zabawy nazywana przez nas w "wampirów i ludzi". Różniła się tym od pierwszej , że ganiającym było się do końca zabawy aż nie wyłapało się wszystkich uczestników.  Polegała na wyłapaniu wszystkich uczestników zabawy a dotknięcie innej osoby nie uwalniało od roli ganiającego. Zarówno w pierwsze jak i drugiej wersji naszej zabawy uczestnicy poruszali się po wyznaczonym terenie, najczęściej terenie kompleksu pawilonów sklepowych. 

Fotografia: skan z kalendarza SM Bocianek  

 

Na tak rozległym obszarze z dużą ilością schowków i zakamarków było niezwykle trudne dotknięcie innego uczestnika zabawy. Złapanie czyli dotknięcie uciekającego było nie lada wyzwaniem. Teren zabawy był duży a my byliśmy wysportowani, szybcy i zwinni większość osób chowała się na dachach budynków i gdy ganiający już zdołał wdrapać się na dach budynku to w między czasie wszyscy uciekający z niego pozeskakiwali. Ganiający musieli używać podstępów i wykazać się dużym sprytem żeby kogoś złapać.Odmiana "w wampirów" była łatwiejsza dla ganiających bo ich było coraz więcej dla tego stosowana przy dużej ilości uczestników, im dłużej trwała tym więcej przybywało dotkniętych. Wyłaniała najbardziej przebiegłego i najsprytniejszego uczestnika który pozostał jako ostatni. Przy niedużej ilości uczestników zabawy ze względu na obszerny teren zabawy bawiliśmy się w tradycyjną odmianę ganianego. Wtedy przebieg zabawy był mniej dynamiczny i podczas niej robiliśmy sobie żarty i wygłupy. Pewnego razu weszliśmy na dach biblioteki po rynnie. Na dachu biblioteki siedzieliśmy w kilku i obserwowaliśmy innych uczestników zabawy. Mieliśmy niezły ubaw bo z dachu rzucaliśmy w nich gugułami i pluliśmy z palców. Robiliśmy to tak sprytnie że inni uczestnicy nie wiedzieli skąd ktoś im dokucza, nikt nie przypuszczał że możemy siedzieć na dachu budynku biblioteki bo zazwyczaj na ten budynek się nie wchodziło.Wtedy udało nam się dotrwać do końca zabawy bez dotknięcia. Mało fajne było to że zabawę przesiedzieliśmy odizolowani ale fajne było bezkarne podokuczanie innym uczestnikom. Innym razem ganiający pobiegł za przechodzącym przez pawilony jakimś chłopakiem. Okazało się że to nie był żaden z uczestników zabawy. Gdy ganiający zaczął biec w stronę idącego chłopaka, ten się wystraszył i zaczął uciekać. Gdy wybiegł poza teren zabawy ten się domyślił, że coś jest nie tak a to nie jest uczestnik. Inni uczestnicy gdy to zobaczyli wybuchli śmiechem i wygwizdali ganiającego. Takie pomyłki się czasami zdarzały bo niektórzy podczas ucieczki udawali przechodniów. Nie myli się ten co nic nie robi. Innym razem ganiający pobiegł za jakimś facetem który zaczął go okładać parasolką myśląc, że to jakiś chuligan. Pewnego razu podczas chowania się na dachu centralnego pawilonu zauważyliśmy otwarte okno na piętrze w budynku obok, gdzie były jakieś pomieszczenia biurowe. Przez otwarte okno dochodziły odgłosy, oh, ah, eh. Z początku pomyśleliśmy że komuś coś się stało i może potrzebuje pomocy. Ciekawi, podeszliśmy bliżej. Któryś z nas krzyknął "Czy coś się stało i czy wezwać pomoc"? Po chwili zapanowała cisza w pomieszczeniu i jakaś kobieta podeszła do okna i je zamknęła. Domyśliliśmy się, że przerwaliśmy komuś rozkoszne chwile. Jakaś parka zabawiała się wieczorem w biurze przy otwartym oknie i zapewne nawet do głowy im nie przyszło, że ktoś może biegać po dachu budynku. Sytuacja rozbawiła nas i zapewne wprowadziła w zakłopotanie uczestników biurowych igraszek. W ferworze rywalizacji podczas naszej zabawy w ganianego na pawilonach dochodziło do upadków, kontuzji, zwichnięć, stłuczeń czy rozcięć naskórka. Najczęściej takie sytuacje miały miejsce podczas zeskakiwania z dachów budynków pokonywania przeszkód w czsie biegu, poślizgnięć, potknięć. Pewnego razu wbiegło na siebie dwóch kolegów w wyniku zderzenia jeden rozciął sobie skórę na głowie, tak fatalnie, że musiał przerwać zabawę, i jechać z rodzicami na pogotowie, na zszywanie. Wypadki chodzą po ludziach. Podczas naszych wszystkich gier i zabaw podwórkowych wypadki występowały nader często i były nierozłącznym elementem naszej zabawy. Ciekawą przygodom, był podczas zabawy w ganianego pościg milicyjny. Pewnego razu, któryś z mieszkańców pobliskich bloków musiał zgłosić wieczorne zakłócanie przez nas ciszy na milicję. Biegaliśmy podczas zabawy po dachach budynków sklepowych co było dla nas niebezpieczne a dla osób mieszkających w pobliskich blokach niekomfortowe przez hałas i krzyki. Latem mieszkańcy mieli pootwierane okna w mieszkaniach na oścież i komuś przeszkadzały odgłosy naszej zabawy. Ktoś zadzwonił na milicję. Podjechała nyska milicyjna i przez megafon zaczęli wykrzykiwać nazwisko jednego z naszych kolegów mówiąc że” My wiemy, że to ty (tu padało jego nazwisko) pójdziemy do twoich rodziców i opowiemy co wyprawiasz". Zarówno kolega którego nazwisko wykrzykiwali przez szczekaczkę jak i my, byliśmy wystraszeni, uciekliśmy w osiedle pomiędzy bloki. Chwilę nas gonili radiowozem ale wbiegliśmy pomiędzy bloki i nam odpuścili. Tego dnia przez pościg milicji baliśmy się wracać do domów. W tamtych czasach milicja obywatelska była dzięki informatorom świetnie zorientowana jak, gdzie i kto się bawi. Wystarczyło tylko oficjalne zgłoszenie i wtedy przyjeżdżali. I tak było tym razem.


Strach ma wielkie oczy. Pomimo pościgu kolejnego dnia bawiliśmy się od nowa w ganianego na sklepach. Przeważnie zabawy zaczynały się pod koniec dnia, wieczorem gdy sprzedawcy zamykali sklepy i trwały do późnych godzin nocnych do puki mieliśmy siły biegać. Czasami następowało przerwanie zabawy gdy ktoś wezwał milicję albo się coś nieprzewidzianego się wydarzyło jak kontuzje, urazy czy jakieś śmieszne sytuacje. Zabawa w ganianego dawała nam dużo satysfakcji, frajdy i fanu. Wnosiła elementy ryzyka, rywalizacji, podnosiła naszą sprawność fizyczną, integrowała młodzież z osiedla. W ganianego na terenie osiedlowych pawilonów sklepowych bawiłem się w okresie gdy uczęszczałem do szkoły podstawowej.Zabawę przestaliśmy gdy pedagog szkolna zaczęła się nią interesować i wypytywać nas o nią w szkole.

Źródło youtube kabarety: Łowcy.b, Smile i Kabaret Młodych Panów