023 - Lodowisko za szkołą.

Bez pracy nie ma kołaczy (powiedzenie ludowe). Kolejnym miejscem wykonywania prac społecznych było lodowisko za szkołą. Zimą, na osiedlu tworzone były przez nas dwa obiekty lodowe do zabawy jedno przed blokiem, drugi za szkołą. oba tereny były asfaltowe i świetnie nadawały się do nasze prace.


Przed blokiem koordynatorem był ojciec kolegi, społecznik z administracji natomiast podczas prac za szkołą pomagał i nadzorował nauczyciel WF-u. nauczyciel ten miał pseudonim, którego wszyscy na osiedlu znali co dzień go używaliśmy, ale do niego nikt tak się nie zwracał, ale chyba je znał. Ten obiekt za szkołą było mniej atrakcyjnie położone niż ten przed blokiem, pomimo że był położony centralnie na środku osiedla i południami bawiło się na nim dużo osób too i tak po zmroku wszyscy przechodzili na nasz podwórkowy torwar. Wyglądało to w ten sposób po południu przesiadywaliśmy za szkołą a wieczorem przenosiliśmy się pod blok. Obiekt za szkołą nie miał krawężników, barierek i dobrego oświetlenia. Do południa chodziliśmy za szkołę. W okresie ferii zimowych od rana do wieczora lodowisko za szkołą tętniło życiem. W okresie szkolnym dopiero po zajęciach czyli mniej więcej po popołudniu dzieci i młodzież się schodziła. Ale zarówno w okresie ferii jak i czasie szkoły wieczorami wszyscy po zachodzie słońca przenosili się z za szkoły na nasze podwórko.


Po zachodzie słońca do późnych godzin przebywaliśmy już tylko na lodowisku między naszymi blokami bo ono było lepiej oświetlone i  jakoś przez nas bardziej lubiane. Przed blokiem rodzice pozwalali nam jeździć do późnych godzin nocnych bo byli o nas spokojni, tylko spojrzeli przez okno i widzieli co robimy. Lodowisko przed blokiem było lepiej oświetlone niż lodowisko za szkołą, wieczorem jak padał śnieg wyglądało jak lodowisko z bajki. Było ograniczone barierkami metalowymi o które można się było zatrzymywać i podpierać. Lodowisko za szkołą w porównaniu z tym przed blokiem było mniej zadbane i słabiej przygotowane ale do zachodu przesiadywaliśmy na nim bo było dużo osób do gier i zabaw. Naprawy przeprowadzaliśmy na nim, często ale nie tak systematycznie, jak na lodowisku podwórkowym. Gdy tylko kruszył się gdzieś lód to go wykuwaliśmy i wylewaliśmy na nowo w tym miejscu. W miarę systematycznie było ono odśnieżane. Na nasze lodowisko za szkołę przychodziło bardzo dużo ludzi z całego osiedla i nie tylko. Było położone centralnie na osiedlu, przy szkole osłonięte było z trzech stron przed wiatrem ścianami budynku. Było oświetlone ale słabo. Były ze cztery latarnie dookoła ale to było za mało. Gdy na pobliskiej hali sportowej i korytarzach szkolnych paliło się światło to było jeszcze spoko, ale gdy wszystko wygasło to na lodowisku panował półmrok. I te warunki sprawiały że po zachodzie przenosiliśmy się na drugie lodowisko na placu pod blokiem. Dodatkowym minusem lodowiska za szkołą była wypożyczalnia łyżew a dokładnie jej brak. Korzystaliśmy tam ze sprzętu wypożyczonego od taty naszego kolegi. Jak tylko pogoda pozwalała i lód się utrzymywał to na obu obiektach spędzaliśmy całe dni i wieczory. Z lodowiskiem za szkołą kojarzy mi się jedna historia gdy staliśmy w grupach a zazwyczaj wtedy rzucaliśmy w siebie pigułami. W pewnym momencie ktoś rzucił w przechodzącego obok nas "kolesia", ten dostał w głowę. Okazało się że ten "koleś" to nauczyciel ze szkoły ten co nam pomaga przy lodowisku. Po tym jak dostał w głowę zapanowała cisza. Wszyscy zorientowali się, że ktoś się wygłupił. Nauczyciel od WF-u wychodził tylnym wyjście ze szkoły pewnie po SKSach i nikt go się tam nie spodziewał. To był, może nie za wysoki, ale dobrze zbudowany, wysportowany i nerwowy nauczyciel. Wkurzył się niesamowicie bo dostał w czapkę na głowie pigułą aż mu spadła. My staliśmy w łyżwach nawet nie mogliśmy uciec. Podbiegł do pierwszego chłopaka z grupy Przy wszystkich skopał mu tyłek. Bogu ducha winnemu chłopakowi a winny stał nieopodal i zanosił się śmiechem. Przez chwilę wszyscy byli poważni a jak nauczyciel odszedł to zalewaliśmy się ze śmiechu z tej sytuacji. Do wesela się zagoi (powiedzenie ludowe). Ten nauczyciel się nie cackał w takich sytuacjach a podobna miała miejsce wcześniej przed szkołą. Po zajęciach, przed szkołą, podczas bitwy na piguły. Ktoś przypadkiem trafił tego nauczyciela w twarz kulką ze śniegu gdy wychodził głównym wejściem ze Szkoły. WF-ista wypatrzył sprawcę i przy wszystkich, innych uczniach, przechodniach przed głównym wejściem do szkoły nakopał kolesiowi w tyłek. Wtedy na lodowisku za szkołą kolega miał pecha, że stał z brzegu a nauczyciel jego obwinił i wymierzył karę. Lodowiska zarówno za szkołą jak i na podwórku przed blokiem były miejscami zabawy i nauki wypoczynku i pracy. Uczyły nas tworzyć i dbać o to co stworzymy. Integrowały nas i motywowały do wspólnych działań. Ciekawa inicjatywa. Były miejscem spotkań młodzieży z całego osiedla i nie tylko. Lodowisko za szkołą było oblegane do zachodu. Wieczorami wszyscy przenosili się na lodowisko pomiędzy blokami.