031 - Ganianego na rogi basenu.

Nie każdemu się poszczęści (powiedzenie ludowe). Była to jedna z naszych podwórkowych zabaw basenowych w którą bawiliśmy się zarówno na obiektach otwartych latem jak i zimą. Częściej na basenach letnich ze względu na brak zakazu skoków do wody. 


Na basenach otwartych była ona bardziej popularna, bawiły się grupy młodzieży z terenu całego miasta. Na baseny w okresie letnim przychodziły dzieci i młodzież w mniejszych i większych grupach. Przeważnie były to grupy od kilku do kilkunastu osób pochodzących z danego terenu miasta, osiedla lub podwórka. W tych grupach zazwyczaj przebywali w jednym miejscu na obiekcie basenowym, razem się bawili, ganiali. Baseny otwarte były przeznaczone do rekreacji, wypoczynku i zabawy i na nich łatwiej było ganiać się na rogi. Na basenach zamkniętych, krytych trudniej było się poganiać na przykład na rogi bo były wykorzystywane bardziej sportowo niż rekreacyjnie i większość przebywających tam ludzi głównie pływała po torach. W zabawę na rogi ganialiśmy się na obiektach otwartych latem na dużej niecce od głębszej strony basenu. Polegała ona gównie na wskakiwaniu do wody a od płytkiej strony było dużo osób i można było w kogoś uderzyć więc przeważnie cały czas były zajęte oba rogi od głębszej strony. Zabawa w ganianego na rogi polegała na  tym, że ganiający musiał dotknąć  innego uczestnika zabawy, który po dotknięciu stawała się ganiającą. Trudność zabawy polegała na poruszaniu się. Wskakiwaniu przez róg basenu do wody i wychodzeniu z wody na brzeg poza wyznaczone miejsce którym była: linia narysowana na brzegu czy słupek startowy. W zabawie nie można było przekroczyć rogu basenu lądem nie wskakując do wody. Ganiający, ganiał resztę uczestników zabawy. Dotknięty uczestnik stawał się ganiającym. Obowiązywała zasada „ostatniego nie wolno”. Wskakiwanie do wody i wychodzenie z niej, tak w około, do wody i z wody, kilkanaście osób jedna za drugą i na końcu w odstępie za nimi ganiający. Element wskakiwania i wychodzenia z wody mieliśmy opanowany do perfekcji. Ratownicy pokazali nam jak wskakiwać, żeby nie zanurzać głowy, tzw. skok ratowniczy. Po tym wszyscy doskonalili tą technikę bo pozwalała  bardzo szybko wychodzić na brzeg. Skoki na główkę i ratownicze, szybkie wychodzenie z niecki było przez nas powtarzane podczas zabaw tysiące razy. Bawiliśmy się w tą zabawę godzinami czasami na basenie były zajęte oba rogi i ustawiała się kolejka grup do zabawy. Trzeba było czekać aż jedna grupa skończy albo się do nich dołączyć. Gdy już mieliśmy swój róg wolny zabawa kwitła w najlepsze. Czasami specjalnie jechaliśmy wcześnie rano na basen przed otwarciem żeby sobie zająć róg do ganiania. Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje (powiedzenie ludowe). Najlepiej się ganiało z rana i wieczorem bo na basenie wtedy nie było dużo ludzi i było mniejsze prawdopodobieństwo, że się komuś w ferworze gonitwy wskoczy się na głowę. Takie sytuacje zdarzały się często i trzeba było uważać na innych kąpiących bo wskakując komuś na głowę można było kogoś albo samego siebie kontuzjować. Zdarzały się różne urazy na przykład ktoś się poślizgnął i skaleczył. Można się było wtedy wyeliminować z kąpieli w basenie a co za tym idzie z zabawy. Jeśli ktoś sobie rozciął skórę lub obdarł i miał ranę wtedy ratownicy zabraniali kąpieli i pechowiec musiał siedzieć z boku i obserwować jak się inni bawią. Czasami oddani pasji zabawy doznawaliśmy kontuzji na przykład gdy źle się wymierzyło kąt skoku i uderzyło głową w murek, skaleczyło o płytkę, na kogoś wskoczyło i nabiło siniaków. Nie mów hop, póki nie przeskoczysz (powiedzenie ludowe). Kontuzje były powszechnie występujące w naszych grach i zabawach unikaliśmy ich jak mogliśmy ale i tak się przytrafiały. Trzeba było uważać na kąpiące się inne osoby, żeby komuś nie wskoczyć na głowę. Jedną z takich sytuacji pamiętam dobrze gdy kolega wskoczył facetowi na głowę a facet prawie się utopił, zachłysnął się wodą i zaczął tonąć, machał rękami i nie mógł złapać powietrza. Wezwaliśmy ratowników. Pomogli mu dopłynąć do krawędzi i wyjść z wody. Zrobiło się widowisko. Facet po wyjściu z wody był okropnie wściekły po tym jak wyszło, że nie za bardzo umiał pływać a przebywał na głębokiej wodzie. Był to młody facet dobrze zbudowany członek klubu kulturystycznego który się mieścił na terenie basenu. Gdy wyszedł z wody dostał jakiegoś napadu złości. Podbiegł do pierwszego z ganiających i zaczął krzyczeć na niego i sadzić mu kopniaki na tyłek. Szybko się rozbiegliśmy a ratownicy powstrzymali nie umiejącego pływać, napakowanego furiata od wymierzania samosądu na koledze. Od tego czasu bardzo uważaliśmy podczas skoków do wody. Zabawa była bardzo popularna w tamtym okresie na basenach miejskich. Były takie dni, że były zajęte wszystkie cztery rogi basenu przez grupy ganiającej się i trzeba było zajmować sobie kolejkę. Zimą na basenach bardzo rzadko bawiliśmy się w ganianego na rogi ze względu na zakaz skakania do wody a ta zabawa głównie na tym polegała. To, że było zabronione to nie znaczy, że nie możliwe do wykonania. Bawiliśmy się tak, żeby ratownicy nie widzieli, że skaczemy. Gdy patrzyli to nie skakaliśmy tylko to się wsuwaliśmy przy murku do wody. Zazwyczaj zabawa odbywała się gdy na basenach było mało osób a ratownicy wtedy przymykali oko na nasze zabawy. Głównym miejscem naszej zabawy na rogi były baseny letnie.
Foto z portalu społecznościowego facebook ze strony Fotokielce Galeria Kielc.

Ratownicy jak widzieli, że na basenie jest dużo ludzi to zabraniali się ganiać na rogi.