066 - Gra w "Chińczyka"


Dzieciństwo jest jak gra chcesz ją jak najszybciej przejść a później żałujesz że się tak szybko skończyło (powiedzenie ludowe). Była to kolejna z gier i zabaw mojego dzieciństwa. Typu gra kopana z elementami piłki nożnej.

Nazywana przez nas była „Chińcem albo Chińczykiem” nie wiem skąd się wzięła ta nazwa ale takiej używaliśmy. Na hasło rzucone na podwórku idziemy grać w chińca wszyscy wiedzieli o którą grę chodzi. Do gry potrzebna nam była jedna bramka do piłki nożnej lub ręcznej, piłka do nogi i kilku chętnych do gry.  Celem gry było strzelanie bramek zgodnie z zasadami. Gdy gracz miał strzeloną określoną ilość bramek odpadał. Ten który odpadł jako ostatni wygrywał całą rozgrywkę. Trzeba było nastrzelać jak najwięcej bramek innym uczestnikom a samemu mieć jak najmniej jak najdłużej czyste konto bramkowe.

Do gry potrzebna była jedna bramka z liniami boiskowymi przy niej. Potrzebne były linie: końcowe boiska, pola bramkowego i małe zaznaczone pole ograniczające wyjścia bramkarza. Pole ograniczające możliwość wychodzenia bramkarza zależało od rodzaju boiska na jakim graliśmy.  Jeśli piłka podczas gry wyszła poza linię końcową boiska następowała zmiana bramkarza. Linia pola bramkowego wyznaczała obszar w którym można było strzelać na bramkę tylko "z powietrza" piłkę. po za tym obszarem można było oddawać strzały "z ziemi". Linia ograniczenia obszaru wyjścia bramkarza jak sama nazwa mówi była to linia wyznaczająca i ograniczająca pole poruszania się bramkarza. Na boiskach z bramkami 2 na 3 metry ta linia była w odległości około 2 metry przed linią bramki. W takiej odległości była narysowana, żeby aktywny bramkarz nie sparaliżował całkowicie gry w przez wyłapywanie wszystkich podań pomiędzy graczami. Przeważnie graliśmy na boiskach z bramkami, 2x3 metry z asfaltową nawierzchnią i namalowanymi liniami końca boiska, liniami pola bramkowego i dorysowaną linią wyjścia bramkarza. Gra polegała na tym żeby samemu unikać stania na bramce i jak najwięcej bramek strzelać innym. Przeważnie grało się do 10 bramek Jeśli gracz miał na tą ilość strzelonych bramek kończył grę i odpadał z gry. Dokładna ilość bramek po której gracze odpadali i szczegółowe zasady były ustalana przed każdą grą. Zasady były ściśle określone. Mówiły w jaki sposób można było podawać piłkę. Ile razy można było mieć kontakt z piłką. W jaki sposób można było oddawać strzał na bramkę. Kiedy następowała zmiana bramkarza. Po ilu bramkach gracz odpadał. Kto i kiedy wygrywał grę. Jeśli powstawał jakiś problem rozwiązywaliśmy go kwestią umowną. Zazwyczaj przed rozgrywką jedna osoba szybko powtarzała zasady gry wszyscy je zatwierdzali i rozpoczynała się rozgrywka która trwała od kilkudziesięciu minut do kilku godzin. Grę rozpoczynało się poprzez wyznaczenie bramkarza. Najczęściej „Kapkami” czyli żonglerką. Stopami, kolanem, głową odbijając piłkę dogrywało się kto będzie pierwszy stał na bramce. Każdy po kolei żonglował. Osoba która zrobiła najmniej odbić piłki stawała na bramce jako pierwsza. Czasami samo dogrywanie żonglerkom zajmowało już z pół godziny. Wszyscy chcieli się popisywać ilością zrobionych odbić. Rekordzistów żonglerki podwórkowej mieliśmy kilku, którzy robili ponad tysiąc odbić pod rząd. Podczas dogrywania wprowadzaliśmy ograniczenia np. do 100 odbić albo tylko odbicia określoną częścią ciała na przykład: kolankiem, głową, lewą albo prawą nogą. Po wyznaczeniu osoby stojącej na bramce rozpoczynała się gra która polegała na podawaniu sobie piłki i oddawaniu strzałów na bramkę. Chodziło o to aby unikać stania na bramce i tracenia jak najmniej bramek. Samo dowolne podawanie piłki i strzelanie na bramkę bardzo szybko spowodowało by odpadnięcie z gry broniącego. Wprowadzaliśmy utrudnienia podań i strzałów. Strzały na bramkę mogły być oddawane z pola bramkowego tylko „z powietrza”. Po ostatnim podaniu piłka nie mogła mieć kontaktu z podłożem i  bezpośrednio " z powietrza" następował strzał na bramkę. Dodatkowym utrudnieniem było to, że gracz bezpośrednio mógł dotknąć tylko jeden raz pod rząd piłki. Utrudnienia te spowodowały że w grze było trudniej zdobywać bramki a tym samym eliminować osoby z gry. Zmiana bramkarza następowała jeśli piłka wyszła poza linię końcową boiska lub jeśli nastąpił strzał na bramkę w nieprzepisowy sposób np. bezpośrednio z ziemi, gdy gracz dotknął dwa razy pod rząd piłki bez zgody bramkarza. Był jeden wyjątek bezpośrednio po odbiciu od ziemi piłki można było strzelać i dobijać w każdej sytuacji z główki. Gdy osoba stojąca na bramce miała już strzelone 10 bramek to odpadała z gry. Na bramce wtedy stawała osoba która stała ostatnia. Podczas zabawy największą karą było odpadnięcie z gry. Gdy grali jeszcze koledzy osoba która odpadła przeważnie stała z boku i się przyglądała jak inni jeszcze grają. W grę najlepiej grało się od 5 do 7 osób. Gdy zostawały dwie osoby na boisku dogrywały się rzutami karnymi o to kto zwyciężył całą rozgrywkę. Często taka jedna rozgrywka do wyłonienia zwycięzcy trwała kilka godzin. Gra była popularna zarówno u nas na podwórku jak i na całym osiedlu. My przed blokiem nie mieliśmy na boisku bramek więc musieliśmy chodzić gdzie indziej, żeby pograć w "chińczyka". W okolicy było kilka boisk z  wymiarowymi bramkami nadających się do tej gry. U podnóża górek były trzy boiska trawiaste, sześc bramek do wyboru. Dwa po jednej stronie i jedno po drugiej stronie osiedla. Za szkołą było betonowe na wnęce i szutrowe poza koszami. Po południowej stronie poza osiedlem było jeszcze pięć boisk do wyboru do koloru. Wybór mieliśmy ogromny ale my najczęściej graliśmy w tą grę na asfalcie za szkołą i na boisku nazywanym przez nas "na akademikach" też o nawierzchni asfaltowej. Pomimo że na miasteczku akademickim było kilka boisk do piłki możnej my mieliśmy swoje ulubione przy stołówce. Przy tej grze duże znaczenie miała bramka, jej wymiary i linie przy niej namalowane. Te dwa boiska miały, wymiarowe, idealne bramki 2 na 3 metry i wyraźnie namalowane linie przy nich. Inne boiska jak miały bramki wymiarowe to nie miały linii. Jak miały linie to bramki były kiepskie, za małe albo za duże. Te dwa boiska najlepiej nam podchodziły i na nie chodziliśmy. Podczas jednej takiej gry w chińczyka na boisku na akademikach strasznie debatowaliśmy wtrącając w zdania niecenzuralne słowa. Było bardzo ciepło na dworze i w pobliskiej stołówce były pootwierane okna bo odbywały się tam jakieś zajęcia uczelniane. W pewnej chwili w oknie stanął jakiś facet i zapytał: „Czy mógłby prosić o chwilę ciszy? Przez chwilę zapanowała cisza. Cisza jak makiem zasiał (powiedzenie ludowe). Po chwili któryś z kolegów krzyknął „Już!”.Lepsza byle jaka prawda, niż dobre kłamstwo (powiedzenie ludowe). Z pootwieranych okien rozległ się głośny śmiech kilkudziesięciu osób i po chwili usłyszeliśmy z głębi budynku słowa „Proszę o cisze, nie zwracajcie na nich uwagi, zaraz sobie pójdą”. Na co jeden z kolegów powiedział na głos "na pewno sobie pójdą!" i ponownie w budynku buchnął śmiech grupy osób. Po chwili ktoś zaczął zamykać wszystkie okna. Na tym boisku jak tylko była pogoda przesiadywaliśmy od rana do wieczora i nie zamierzaliśmy wtedy stamtąd odchodzić. Śmieszna sytuacja, którą pamiętam do dnia dzisiejszego. Na boisku za szkołą grywaliśmy zazwyczaj wieczorami kiedy było chłodniej. Boisko nazywane przez nas za szkołą albo na wnęce było osłonięte z trzech stron murami szkoły i do południa w  upalne dni granie ma nim to było jak granie w saunie. Dopiero wieczorami było tam chłodnie i przyjemnie. Właśnie wtedy przychodziliśmy pograć. Zarówno stan techniczny jak i pora dnia miały miały znaczenie przy wyborze boiska. Technicznie zarówno boisko za szkołą jak i na akademikach były idealne do tej gry ale dopiero wieczorami kiedy było chłodniej chodziliśmy na wnękę za szkołę. Pewnego razu w podczas gry w chińczyka na wnęce piłka wpadła nam do kanału przy szkolnych piwnicach. Kolega zszedł po nią i zauważył że jedno okno przy szatniach jest otwarte. Takiej okazji byśmy nie przepuścili. To był okres wakacji, w tym czasie nie chodziliśmy do szkoły ale na nie legalu trzeba było do niej wejść. Wszyscy przez okno weszliśmy do budynku szkoły. Korytarze w środku były puste, wyglądały jak podczas zajęć w szkolnych tylko panowała zupełna cisza. Chwilę pochodziliśmy po pustych korytarzach szkoły i wyszliśmy oknem na zewnątrz kontynuować grę. Podczas gier na wnęce często wpadała nam piłka do kanału przy szkole obowiązywało wtedy prawo Pascala: "Kto kopnie ten idzie po piłkę". Innym razem kolega poszedł po piłkę i znalazł drugą całkiem dobrą. Nie wiemy skąd się tam wzięła nie zastanawialiśmy się długo kolejna zasada podwórkowa polegała na tym, że jeśli ktoś coś znalazł to po zaklepaniu było już jego. Zaklepanie polegało na wypowiedzeniu słów "znalazłem, zaklepuje to moje". Chińczyk to była jedna z popularniejszych naszych gier podwórkowych w którą nie mogliśmy grać na naszym podwórku przed blokiem bo na boisku nie było bramek. Mieliśmy chodzić na inne boiska żeby w nią pograć.