009 - Zabawa w wampirów i ludzi na żłobku.

Szczęście nie zależy od liczby przyjaciół, ale od ich właściwego doboru (powiedzenie ludowe). Zabawa której nazwa brzmiała jak tytuł horroru nie była taka straszna, była to jedna z naszych podwórkowych odmian gry w ganianego, mimo takiej mrocznej nazwy polegała na chowaniu się i ganianiu. Zabawa była bardzo popularna na podwórku brało w niej udział od kilkunastu do kilkudziesięciu osób. Terenem był pobliski żłobek, ogrodzony  dwumetrową siatką rozległy obszar na którym było kilka budynków śmietnik, duża ilość krzaków i drzew, świetnie nadających się do zabawy. 


Na terenie żłobka znajdowało się kilka budynków przy których łatwo można się było chować, czasami wchodziliśmy w gęsto rosnące krzaki, wspinaliśmy się na drzewa, wdrapywaliśmy się na dachy budynków i tam się ukrywaliśmy. Kryjówki były przeróżne jedna z nich to był dach budynku można było się na niego dostać tylko po rynnie lub piorunochronie co było niezwykle trudne i wymagało dużej sprawności fizycznej. Po wejściu na niego jeszcze trudniejsze było z niego zejście zazwyczaj trzeba było się zwiesić na rękach i z niego skoczyć na  trawnik. Łatwiejsze schowki były w zakamarkach budynków, w śmietniku, krzakach i na drzewach. Lubiliśmy zabawy na żłobku bo znajdował się blisko miejsc naszego zamieszkania i słyszeliśmy gdy rodzice nas wołali do domu ale  bliskość naszych zabaw miała też swoje minusy ponieważ stróż wiedziała gdzie mieszkamy i mogła pójść i naskarżyć na nas rodzicom, że bawimy się na terenie żłobka co było zabronione. Stróżem na żłobku była kobieta, którą przezywaliśmy "Tabaza" (nie mam pojęcia skąd się to przezwisko wzięło i co znaczyło ale wszyscy tak o niej mówili). To było kawał baby, my mówiliśmy że była z innego świata, była zbudowana jak chłop i często nas ganiała, wyzywała i rzucała w nas różnymi przedmiotami typu szczotka, szufelka itp. Podczas zabawy trzeba było uważać podwójnie na ganiających i na Tabazę. Któregoś razu podczas zabawy z zaskoczenia przyłożyła mokrą ścierą koledze w twarz. Wyglądał jakby mu ktoś przyłożył z otwartej ręki w buzię popłakał się i poszedł do domu. My podczas opowiadania tej historii mówiliśmy, że od kosmity dostał z liścia. Zabawa w "wampirów i ludzi" to była odmiana zabawy w chowanego i ganianego. Ganiający byli "wampirami" a uciekający "ludźmi". polegała na tym, że jedna wybrana osoba była ganiającą reszta uciekała, Ganiający miał za zadanie dotknąć innego uczestnika zabawy, który po dotknięciu również stawał się ganiającym i wspólnie toczyli pościg za pozostałymi uczestnikami. Gra trwała do momentu kiedy zostali złapani wszyscy uciekający czyli ludzie przez wampirów. Gdy wszyscy zostali już wyłapani, to ostatni złapany zazwyczaj zaczynał zabawę od nowa. Pierwsi będą ostatnimi (powiedzenie ludowe). Każdy z nas chciał być tym ostatnim złapanym i uciekać jak najdłużej. Zabawa czasami trwała cały dzień, bawiliśmy się na okrągło, aż aż do zachodu słońca. Jedno wyłapanie trwało do kilku godzin w zależności od ilości uczestników zabawy. Podczas zabawy trzeba było bardzo uważać na "Tabazę" żeby kooś nie złapała i żeby nie oberwać jakimś przedmiotem. Pewnego razu śledziła nas i poszła za kolegą do domu, naskarżyła rodzicom co robimy i kolega dostał lanie. Od tego czasu bardzo uważaliśmy jak wracamy do domu. Lepiej dmuchać na zimne (powiedzenie ludowe). Obawialiśmy się do tego stopnia, że idąc do domu wchodziliśmy do kilku innych klatek po drodze. Raz miała miejsce taka sytuacja że kolega, który mieszkał w pierwszej klatce przy żłobku, bał się iść do domu skorzystać z toalety, żeby "Tabaza" nie zobaczyła gdzie mieszka. Postanowił załatwić potrzebę w krzakach na żłobku. Usłyszeliśmy krzyk dochodzący z krzaków. Gdzie moja kupa! Gdzie moja kupa! Zbiegliśmy się wszyscy w krzaki. Po chwili jeden z chłopaków zauważył osrany kaptur krzyczącego kolegi i sytuacja się wyjaśniła. Zamiast w krzaki zrobił kupę w kaptur od bluzy, którą miał przewiązaną przez biodra. Strach przysłania nam oczy (powiedzenie ludowe).  Podczas zabawy w ganianego dochodziło do różnych ciekawych zdarzeń. Kolega na dachu, najwyższego budynku, znalazł markowy damski zegarek. Zastanawialiśmy się skąd na dachu żłobka wziął się damski zegarek? Inny kolega na  pobliskim tym samym dachu innego dnia znalazł pusty portfel z jakąś legitymacją ale bez kasy. Poza znalezionymi rzeczami podczas zabawy czasami zdarzało nam się coś zgubić. Kolega, jak inne dzieci w tamtych czasach, nosił na szyi, zawieszony na gumce od majtek, klucz do mieszkania. Podczas zabawy ten klucz gdzieś zgubił. Szukaliśmy go wszyscy aż do wieczora. Poszukiwania nie były łatwe bo była już szarówka na dworze i coraz gorzej było widać, teren poszukiwań był ogromny i trzeba było uważać na "Tabazę".To było jak - Szukać igły w stogu siana (powiedzenie ludowe). Po kilku godzinach poszukiwań odnaleźliśmy zgubiony klucz. Kolega za pomoc w poszukiwaniach był nam bardzo wdzięczy bo uratowaliśmy mu tyłek przed "laniem" od rodziców. Noszenie klucza na gumce od majtek było bardzo wśród młodzieży podwórkowej bardzo popularne w tamtych czasach. Było to wygodne rozwiązanie jeśli chodzi o zakładanie i zdejmowanie z szyi gumki ale trzeba było uważać podczas otwierania drzwi żeby sobie zębów nie wybić kluczem. Zabawa w "Wampirów i ludzi była bardzo popularna w początkowym okresie szkoły podstawowej. Największą popularnością cieszyła się w okresach letnich, wakacji szkolnych kiedy dni były długie a my mieliśmy dużo wolnego czasu bez lekcji i szkoły. W zabawie brali głównie udział chłopcy z naszego podwórka i kilku pobliskich bloków. Nie wiem czy na innych podwórkach młodzież bawiła się w podobne zabawy ale my mieliśmy wyśmienitą zabawę w "Wampirów i ludzi".